Witam wszystkich,
poniżej przytoczona przez Atraktora przepowiednia, która moim zdaniem zaczyna się pomału spełniać. Na poparcie tych domysłów jest poniższy artykuł dotyczący rozpoczynającej się wojny handlowej między USA i Chinami.
PRZYTOCZONA PRZEPOWIEDNIA:
Atraktor 2013-10-08 napisał/a:
Witam;
Pozwólcie,że zanim odpowiem na pytania,które mi zadaliście przytoczę kilka przepowiedni M Nostradamusa mówiące o USA,a dotyczące z całą pewnością okresu z przed wybuchu III wojny światowej.
Starałem się wybrać takie teksty,z almanachu z roku 1614,które są stosunkowo mało znane i na ogół w Polsce jeszcze nie publikowane.
Przepowiednia;67,184(sześciowiersz);
Uznawana przez narody świata za ziemski Eden,
Kraina mocarnych Atlantów zacznie podupadać,
Chaos zaś i bieda stawać się będą coraz powszechniejsze,
wśród jej licznych wiernych sprzymierzeńców-
od czasu kiedy rozświetlony, rozłożysty ogon komety
zamiecie księżycowym blaskiem jej północny horyzont!
Jak wiemy w listopadzie 2013 roku(już więc za nie długo!)na półkuli północnej ziemi(północny horyzont)szykuje się iście WSPANIAŁE DO OBSERWACJI NAWET "NIEUZBROJONYM OKIEM"ZJAWISKO ASTRONOMICZNE!!!
Najciekawszym dniem będzie dzień 28 listopada bieżącego roku kiedy to przybyła z daleka(dość niespodziewanie) naszego układu(Obłoku Oorta)Kometa oznaczona inicjałem;"ISON 2013" znajdzie się w pobliżu Słońca!
Jej blask będzie wtedy porównywalny z blaskiem Księżyca!
Kometa ta będzie;najbardziej i najlepiej widoczna nad krajami śródziemnomorskimi ,Bliskiego i Środkowego Wschodu,Chinami,Ameryką,a także choć nie tak jasno jak nad wymienionymi rejonami,również nad Polską!
Czyżby ten sześciowiersz mówił właśnie o tej bardzo jasnej komecie z obecnego roku;2013?!
Kometa ta ma być tak jasna jak Księżyc,czyli widoczna gołym okiem!!!
Równocześnie 28 listopada 2013 roku to CZWARTEK DZIEŃ WYJĄTKOWY JAK PISAŁ ARTEUZA I WIELU INNYCH INTERPRETATORÓW TEKSTÓW M NOSTRADAMUSA!!!
Proszę też zwrócić uwagę,że KOMETA BĘDZIE WIDZIALNA JEDYNIE NAD PÓŁNOCNĄ PÓŁKULĄ ZIEMI,A NAJWIĘKSZYM BLASKIEM ZAŚWIECI NAD REJONAMI PRZYSZŁEGO WIELKIEGO KONFLIKTU ŚWIATOWEGO,CZYLI PAŃSTWAMI OGARNIĘTYMI III WOJNĄ ŚWIATOWĄ!!!
CZY WŁAŚNIE TA KOMETA STANOWI DLA NAS,DLA LUDZKOŚCI JAKIEŚ WIELKIE BOSKIE OSTRZEŻENIE!?
Czy od tego czasu kryzys w USA i Europie będzie się coraz bardziej NAWARSTWIAŁ I ROZSZERZAŁ!?
Zobaczymy!
ARTYKUŁ:
https://businessinsider.com.pl/finanse/
mi/nedn0fj
Tytuł: Szalony plan Trumpa dot. wojny handlowej na świecie ma swoje podstawy
Treść artykułu:
Wcale nie jest tak, że w wojnie handlowej między USA a Chinami, tylko Waszyngton jest winny, a podnoszenie ceł to irracjonalny wymysł jednego miliardera, który, tak jak przez całą swoją karierę, pozując na nieustępliwego szefa, będzie bezrefleksyjnie brnął w objęcia protekcjonizmu. Pekin ma bardzo dużo za uszami, choć obecnie, jak na ironię, stara się wyjść na obrońcę globalizacji i wolnego handlu. Plan Trumpa dot. zmniejszenia deficytu handlowego może być jednak szalony, a konsekwencje trudne do oszacowania.
Jest to więc gra w odcieniach szarości. Nie ma jednego czarnego charakteru, czarno-białych podziałów i łatwych osądów. Rozgrywka między Amerykanami a Chińczykami przybiera coraz poważniejszą formę. Zacznijmy jednak od najświeższych informacji. Wiemy już, że USA przygotowują nową listę chińskich produktów o wartości 200 mld dol., które zostaną obłożone 10 proc. cłem.
Mogą na nich znaleźć się odzież oraz produkty i komponenty związane z elektroniką użytkową. Stawki naprawdopodobniej wejdą w życie za 2 miesiące (nie wcześniej, niż przed 30 sierpnia, do kiedy to będą prowadzone konsultacje publiczne). Pekin zapowiedział odpowiedź na te działania, ale szczegóły nie zostały podane. Tamtejsze ministerstwo ds. handlu zwróciło uwagę, że takie działania zaburzają globalną wymianę handlową.
Giełdy zalały się czerwienią, taniała ropa i metale przemysłowe. Nic zresztą dziwnego. Ekonomiści wszystkich najważniejszych instytucji apelują o nieeskalowanie wojen handlowych, które mogą zmniejszyć globalny wzrost gospodarczy i odbić się na producentach.
Wojna handlowa USA. Chiny mają dużo za uszami, ale plan Trumpa może być szalony
Biały Dom jednak, patrząc na wykres poniżej, nie daje za wygraną i chce zmusić Pekin do ustępstw. Jeśli spojrzymy na słupki, informujące nas, ile Chiny eksportują, a ile importują do USA, zrozumiemy, skąd u Donalda Trumpa taka alergia na deficyt handlowy z Państwem Środka. Eksport Chin do Stanów Zjednoczonych sięga ok. 500 mld dol., import znacznie, znacznie mniej - ok. 130 mld dol.
wykres, przygotowany przez Westpac Bank, pokazuje, że w ostatnich 10 latach nadwyżka Chin w handlu ze Stanami Zjednoczonymi dramatycznie wzrosła,
Foto: Westpac Bank
wykres, przygotowany przez Westpac Bank, pokazuje, że w ostatnich 10 latach nadwyżka Chin w handlu ze Stanami Zjednoczonymi dramatycznie wzrosła,
Nie jest więc tak, że działania prezydenta USA, choć bardzo dyskusyjne, nie mają swoich podstaw. Chiny od lat stosują chwyty poniżej pasa, wykorzystując swoją pozycję.
- Utrzymująca się od lat nadwyżka w bilansie handlowym Chin wynika z chińskiej wewnętrznej polityki gospodarczej, nakierowanej na systemowe wspieranie sektora produkcyjnego. Zasadza się ona m.in. na utrzymywaniu stałego kursu juana do dolara amerykańskiego oraz niskich stóp procentowych dla dużego biznesu, a także wieloletnim powstrzymywaniu wzrostu płac. Prowadzi do efektywnego subsydiowania sektora eksportowego, co zapewnia jego międzynarodową konkurencyjność - tłumaczy Jakub Jakóbowski, analityk z Ośrodka Studiów Wschodnich, który przygotowuje ekspertyzy m.in. dla polskiego rządu.
Deficyt handlowy USA. Argumenty obu stron
Jak zaznacza analityk, pozyskiwane z eksportu nadwyżki dolarowe są lokowane na chłonnym amerykańskim rynku kapitałowym, finansując amerykański import z Chin. Dolary ze sprzedaży chińskich produktów więc same się napędzają, trafiając z powrotem do Ameryki, gdzie kolejny raz służą do zakupu kolejnych dóbr. Koło się zamyka.
Innymi słowy, długotrwały deficyt USA w handlu z Chinami finansowany jest poprzez import chińskiego kapitału i rosnące zadłużenie wobec Chin (Państwo Środka posiada ogromną liczbę amerykańskich obligacji). Według Jakóbiaka taka dysharmonia prowadzi do napięć w amerykańskiej gospodarce, które mogą tłumaczyć wściekłość Białego Domu.
- Obecna polityka gospodarcza państw regularnie notujących nadwyżki handlowe z USA (oprócz Chin również Niemcy, Japonia, Korea Południowa) uważana jest za szkodliwą dla amerykańskiej gospodarki, w sferze realnej powodując utratę konkurencyjności i przenoszenie produkcji z USA za granicę, a w sferze finansowej wpływając na obniżki stóp procentowych i powstawanie baniek na rynkach aktywów (sytuacja ta wskazywana jest jako jedna z głównych przyczyn kryzysu finansowego z 2008 roku). Przywrócenie równowagi handlowej między USA i Chinami wymaga reform po stronie chińskiej, częściowego demontażu systemu subsydiowania sfery produkcyjnej i zwiększenia chińskiej konsumpcji wewnętrznej. Działania doraźne, jak chińskie "misje zakupowe" w USA czy objęcie części importu cłami, nie rozwiążą problemów amerykańskiego bilansu płatniczego w długim okresie - przekonuje analityk OSW.
Z kolei Mohamed A. El-Erian, główny doradca ekonomiczny w Allianz, uważa, że Trump może tę potyczkę handlową wygrać i mieć swój "moment Reagana" - przetasować nieco reguły gry w handlu międzynarodowym i umocnić pozycję lidera, tak jak zrobił to Ronald Reagan, ścigając się na zbrojenia. - W latach 80. prezydent USA Ronald Reagan zainicjował wyścig zbrojeń ze Związkiem Radzieckim, który doprowadził do zmiany globalnego układu sił w sposób, który dotknął wiele krajów na całym świecie - uważa ekonomista. Podkreśla jednak przy tym, że jest to dość ryzykowna teza i wymagałaby zakulisowych rozgrywek, a nie eskalacji otwartej wojny.
USA, mając deficyt, zapewniają porządek finansowy na świecie
Wyraźnie zaznaczmy, że są jednak argumenty i drugiej strony. Ta uznaje, że deficyt handlowy Waszyngtonu to efekt mocarstwowej dominacji tego kraju na świecie oraz przede wszystkim pozycji dolara, uznawanego za główną walutę rezerwową.
Zróbmy pewien eksperyment. Pewnie, Drogi Czytelniku, patrząc na wykres deficytu handlowego, masz takie samo wrażenie, jak Donald Trump. Widząc, co się dzieje z amerykańskim handlem, chciałbyś odwrócić te proporcje, sprawić by były "sprawiedliwsze", prawda? - Jeśli tak, to popełniasz potężny błąd - sugerują ekonomiści przeciwni likwidacji deficytu handlowego USA. Dlaczego? Postaram się odtworzyć tę argumentację.
USA to najpotężniejsze państwo na globie, wyjątkowe pod wieloma względami i musi mieć deficyt handlowy, bo w ten sposób zapewnia światowej gospodarce dolary - główną walutę rezerwową na globie - wyjaśniają specjaliści kontestujący politykę miliardera.
Ich retoryka jest dość prosta. Waszyngton, kupując więcej produktów ze świata, niż sprzedając, zapewnia państwom na globie dolary (kraje trzecie oczywiście mogą sobie je pożyczyć, ale znacznie bardziej opłaca się nimi handlować), które później służą np. do sfinansowania amerykańskiego długu.
I w tym momencie wchodzi Donald Trump, który patrzy na swój kraj tak jak na własną firmę. Skoro więcej kupuję, niż sprzedaję, to nie zarabiam, ktoś mnie wykorzystuje i mam problem - myśli. Nie o to w tym jednak chodzi.
USA nie są firmą - są gwarantem porządku finansowego na świecie, a obligacje USA uznaje się za najbezpieczniejsze aktywa na Ziemi. Donald Trump więc, likwidując deficyt, będzie wysysał dolary z systemu finansowego, co może doprowadzić do podważenia roli "zielonego" jako głównej waluty zapasowej globu (wiele państw ma w niej rezerwy) oraz zmniejszenia popytu na papiery dłużne Stanów Zjednoczonych, co w konsekwencji je przeceni i doprowadzi do zwiększenia kosztów obsługi długu (a przy obniżce podatków i gargantuicznej dziurze budżetowej, jaką sprezentował Amerykanom Donald Trump, to otwarcie puszki Pandory).
Efekty takiego zachowania byłyby katastrofalne i podminowywałyby dominację Stanów Zjednoczonych oraz "zielonego" na naszej planecie. Słowem, nadwyżka handlowa tego kraju w obecnych czasach byłaby równa wywróceniu stolika zastanego porządku na świecie.
Z jednej strony mamy więc argument, że deficyt powoduje ucieczkę miejsc pracy i krachy w gospodarce, z drugiej, że zmiana statusu quo będzie dla USA Armageddonem. Każdy ma więc swoje argumenty i przekonania.
Co więcej, z historii wiemy, że protekcjonizm nigdy światu nie wyszedł na dobre. - Protekcjonizm koniec końców zawsze prowadzi do wzrostu cen produktów w danym kraju, uderza w konsumenta i tak naprawdę nie chroni miejsc pracy ani firm - mówił w zeszłym roku w rozmowie z Business Insider Polska prof. Nouriel Roubini, ekonomista, który jako jeden z pierwszych przewidział kryzys finansowy z 2008 r.
Chiny vs. USA - starcie mocarstw
Wracając do podwalin konfliktu dwóch mocarstw, drugie pole gospodarczych tarć pomiędzy USA i Chinami wiąże się z chińską polityką przemysłową.
- Rozwój wysokich technologii i wzrost pozycji chińskich firm w globalnych łańcuchach wartości wspierany jest przez rząd w Pekinie (m.in. w ramach strategii China 2025), często kosztem przedsiębiorstw amerykańskich - przypomina Jakóbowski.
Ten zabieg odbywa się na kilka sposobów poprzez:
subsydiowanie chińskich firm sektora high-tech,
przymusowe transfery technologii przez zagranicznych inwestorów jako warunek dostępu do rynku chińskiego,
wspierane przez państwowe banki zakupy amerykańskich spółek technologicznych,
kradzież własności intelektualnej (wspieraną przez chińskie państwo),
naruszanie patentów, itp.
- Dotyczy to branż kluczowych dla długofalowej konkurencyjności amerykańskiego przemysłu i usług, m.in. sztucznej inteligencji, big data, robotyki, biotechnologii, awiacji czy technologii kosmicznych. Zmniejszanie dystansu technologicznego Chin i USA w tych sektorach postrzegane jest jako zagrożenie dla długofalowej konkurencyjności amerykańskiej gospodarki, a także wyzwanie dla przewagi technologicznej amerykańskiej armii - wyjaśnia Jakóbowski i dodaje:
Na obecnym etapie negocjacji USA żądają od Chin stworzenia "równych zasad gry" dla przedsiębiorstw z obu stron, otwarcia chińskiego rynku dla amerykańskich inwestorów (w tym w sektorze finansowym), zaprzestania kradzieży i wymuszeń transferu technologii czy wstrzymania subsydiów dla spółek technologicznych w ramach programu China 2025. Obok narzędzi związanych z dodatkowymi cłami administracja Trumpa poszerza alternatywne instrumenty nacisku na Pekin.
USA poszerzyły też znacząco mechanizmy blokowania chińskich inwestycji bezpośrednich na swoim terytorium. W trakcie wiosennych negocjacji administracja USA wstrzymała (choć rzekomo bez wiedzy Trumpa) także dostawy kluczowych komponentów (procesory) dla największej chińskiej spółki telekomunikacyjnej ZTE, wymuszając na niej czasowe zaprzestanie działalności operacyjnej.
Jak na działania Donalda Trumpa reaguje Pekin?
Chiny odpowiadają na działania lokatora Białego Domu symetryczną podwyżką ceł i stawiają się w roli obrońcy wolnego handlu. Według analityka Pekin występuje jednocześnie z pomniejszymi ustępstwami, mogącymi zadowolić szukającego głośnych medialnie zwycięstw ("deals") Donalda Trumpa, a także wpłynąć na niego osobiście (m.in. poprzez wspieranie biznesów Ivanki Trump w Chinach).
Przykładem, jaki podaje Jakub Jakóbowski, jest deklaracja obniżenia ceł na import samochodów z USA, będąca odpowiedzią na tweet prezydenta USA krytykujący nierówny dostęp do chińskiego rynku w tej branży, a także obietnice zwiększenia zakupów żywności i energii w USA (będące częściowo realizacją wcześniejszych umów z 2017 roku).
- Pekin stara się również przedstawić wewnętrzną agendę reform gospodarczych (zakładających m.in. większe otwarcie na świat) jako deklarację dobrej woli wobec USA. O ile jednak potrzeba sukcesywnego zwiększenia wewnętrznej konsumpcji (co jest odpowiedzią na wyzwania wewnętrzne, ale jednocześnie pomoże zrównoważyć handel) jest istotnie priorytetem chińskiego rządu, o tyle wycofanie się z kluczowego programu rozwoju technologii China 2025 jest nieprawdopodobne. Tym samym dotychczasowe ustępstwa Pekinu można określić jako realizację działań często zaplanowanych już wcześniej bądź marginalnych z punktu widzenia długofalowych strategii rozwoju gospodarki Chin - zauważa.
- Pekin stara się wykorzystać spór z USA do kreowania się na obrońcę globalizacji w kontraście do przedstawianej jako nieobliczalna i protekcjonistyczna polityki USA. W konflikcie z Waszyngtonem przedstawia się jako strona nastawiona pokojowo, ale gotowa do agresywnej polityki jedynie w przypadku wywołania wojny handlowej przez USA - podsumowuje ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich.
Wojna handlowa. Im dalej w las, tym gorzej
Jego konkluzja nie nastraja jednak optymistycznie.
- Wprowadzenie ceł na produkty wysokotechnologiczne może zagrozić eksportowi do USA z europejskich fabryk ulokowanych w Chinach (m.in. niemieckich samochodów) i wpłynąć negatywnie na wykorzystanie tam komponentów produkowanych na terenie Europy. Ponadto wybrana przez Trumpa strategia bilateralnych negocjacji i nakładania ceł poza reżimem Światowej Organizacji Handlu (WTO) podważa istniejące reguły rozwiązywania napięć handlowych, co może odbić się na kondycji europejskich przedsiębiorstw na rynkach trzecich - kończy.
Wojna handlowa więc nikomu z nas nie wyjdzie na dobre. Nawet jeśli Chiny poprzez swoje długoletnie działania doprowadziły do punktu, w którym się obecnie znajdujemy, to otwarty konflikt celny trudno nazwać odpowiednią receptą na wzmiankowane bolączki.
- Trwałość globalnego wzrostu zależy w dużej mierze od USA i Chin. Jeśli ci dwaj ekonomiczni giganci zaczną wymieniać się ciosami z tytanowymi taryfami, obaj stracą. Straci także światowa gospodarka. W przypadku USA, gdzie konsumpcja stanowi około 70 proc. PKB, stabilny handel międzynarodowy oraz przyjazny klimat inwestycyjny są podstawą do zrównoważonego wzrostu. Oby ktoś bliski Trumpowi namówił go do odwrotu od przyjętej polityki, zanim wszyscy stracą nadzieję na długo wyczekiwane uzdrowienie światowej gospodarki - martwi się z kolei Jim O'Neill, ekonomista, były szef działu zarządzania aktywami banku Goldman Sachs oraz sekretarz ds. handlowych ministerstwa skarbu Wielkiej Brytanii.
Oby taka osoba znalazła się naprawdę szybko, bo handlowa królicza nora może nie mieć dna.
Zdrówka wszystkim:)