Poczytajcie sobie o debilach...
Czasami nieszczęścia nie chodzą parami, lecz stadami. Będzie tak, gdy tajemnicza planeta Nibiru z impetem uderzy w Ziemię. W rezultacie dojdzie do przemagnesowania biegunów, oceany wystąpią z brzegów, wulkany będą pluły lawą, a świat przeobrazi się w morze ognia. To wszystko wydarzy się 21 grudnia 2012 roku. Wszędzie, z wyjątkiem Bugarach.
Zwolennicy teorii o nadciągającej apokalipsie wyznaczyli datę na podstawie kalendarza prekolumbijskiej cywilizacji Majów. Przepowiednia o rychłym końcu świata nie jest niczym nowym - po upadku Imperium Rzymskiego aż 183 razy prorokowano zagładę naszej planety. Jednak dla pewnej małej wioski na południu Francji współcześnie przepowiadany Armagedon może mieć poważne konsekwencje. Zwolennicy końca świata uznali, że Bugarach u podnóża Pirenejów jest jedynym bezpiecznym miejscem, jakie oszczędzi zagłada.
Obecnie tę informację rozpowszechniają tysiące stron internetowych. Nic zatem dziwnego, że zamieszkana przez dwieście osób wioska, położona na zachód od Perpignan, obawia się inwazji fanatyków ezoteryki. Niedawno członkowie rządowej Komisji do Walki z Sektami (Milviludes) złożyli wizytę w Bugarach i postanowili śledzić dalszy rozwój sytuacji. W opublikowanym raporcie komisja ostrzega, aby nie lekceważyć katastroficznej przepowiedni, bowiem strach przed rzekomą apokalipsą może zaktywizować działaność różnych sekt, a zaciszna miejscowość letniskowa zamieni się w mekkę zwolenników końca świata.
Już teraz wyznawcy różnych teorii spiskowych, nawiedzeni kapłani i wizjonerzy wszelkiej maści pielgrzymują do Bugarach, aby wdrapać się na pobliskie wzniesienie o tej samej nazwie górujące nad okolicą. Przywożą ze sobą cudowne kamienie, amulety, na stokach wznoszą jurty i wigwamy, odprawiają dziwaczne rytuały, paradują przez wioskę w białych szatach albo rozebrani do rosołu modlą się na zboczach Pic de Bugarach. Inni przykładają uszy do wapiennych skał i nasłuchują, czy z wnętrza nie dochodzi huk silników statku kosmicznego. Niektórzy twierdzą, że licząca 1230 metrów góra wznosząca się nad malowniczymi łąkami i lasami kryje tajną bazę wojskową. Z kolei inni wierzą, że w środku znajduje się garaż kosmitów. Podobno stoi w nim gotowy do odlotu statek kosmiczny, który ma uratować wybrańców przed zagładą. Inne podania mówią, że w podziemnych grotach ukryto Świętego Graala, poszukiwanego dawniej przez nazistów, a obecnie przez agentów Mossadu. Jednym słowem na temat Pic de Bugarach krążą najbardziej fantastyczne opowieści. Jednakże rozpowszechniane w internecie informacje mogą mieć poważne konsekwencje. Mieszkańcy wioski utyskują, że dawniej przez ich osadę przejeżdżało najwyżej czterdzieści samochodów, obecnie ich liczba wzrosła do tysiąca. Burmistrz Jean-Pierre Delord informuje, że w ciągu ostatnich lat ceny okolicznej ziemi wzrosły czterokrotnie. Oprócz tego gminę zasypują pytania - głównie od Amerykanów zainteresowanych rezerwacją noclegu w grudniu 2012 roku. Tamtejsze biura podróży nawet oferują specjalne „wyjazdy ratunkowe” do Bugarach. - Internet stał się tubą propagandową najróżniejszych bzdur, a my w sile dwustu mieszkańców nie jesteśmy w stanie ich zdementować - mówi Delord.
Burmistrz podchodzi z mieszanymi uczuciami do zbliżającego się najazdu ezoterycznych gości. Z jednej strony właścicieli pensjonatów i lokali gastronomicznych czeka niezły zarobek. Być może co poniektórzy poszukiwacze życia pozaziemskiego odkryją piękno tutejszej przyrody - urokliwe strumienie, kwitnące storczyki - i powrócą do Bugarach jako normalny turyści, gdy okaże się, że prorokowany koniec świata nie nastąpił. Delord zaprojektował nawet pocztówkę, na której widać statek UFO krążący nad szczytem Pic de Bugarach. Jak można się spodziewać, „widokówka idzie jak woda” - przyznaje burmistrz.
Z drugiej strony Jean-Pierre Delord obawia się, że ezoterycy, szukając schronienia w Bugarach przed apokalipsą przypadającą na grudzień 2012 roku, dosłownie stratują wioskę. Rodzi się też pytanie, jak będą się zachowywali po przybyciu na miejsce? Przed dwoma laty pewien nawiedzony nastolatek próbował zabić się przy pomocy miecza samurajskiego.
Autorzy raportu komisji Miviludes - międzyministerialnej grupy zajmującej się obserwowaniem aktywności różnych sekt - podzielają obawy burmistrza. Ich zdaniem apokaliptyczne scenariusze krążące po świecie jednomyślnie zakładają, że do katastrofy dojdzie nieodwołalnie 21 grudnia 2012 roku. Komisja potwierdza, że „sekty działające w wielu krajach przeżywają masowy napływ nowych członków”. Szczególnie niebezpieczne są grupy prorokujące koniec świata, ponieważ sieją histerię, fanatyzm i stosują wyrafinowane techniki manipulacyjne. Ich przywódcy celowo potęgują klimat strachu i poczucia zagrożenia, a przy okazji głoszonych nauk wyciągają uczniom pieniądze z kieszeni.
- Kto z nas nie pamięta tragedii wyznawców Zakonu Świątyni Słońca? - pyta Georges Fenech, przewodniczący Miviludes. W latach dziewięćdziesiątych 74 członków sekty w Szwajcarii, Kanadzie i Francji odebrało sobie życie, aby uniknąć nadchodzącej apokalipsy i założyć nową cywilizację na jednej z planet wchodzących w skład systemu Syriusza. Francuska agencja rządowa ds. walki z sektami ostrzega, że szerzący się lawinowo w internecie strach przed 21 grudnia 2012 roku zwiększa ryzyko pojawienia się psychozy i fali zbiorowych samobójstw. Dlatego komisja zaleca monitorowanie sieci i ściślejszą współpracę rządowych agencji powołanych do walki z sektami.
Zdaniem członków Miviludes obecny klimat społeczny sprzyja powstawaniu najróżniejszych katastroficznych przepowiedni. W dobie upadku wielkich ideologii wielu ludzi czuje się zagubionych i zdezorientowanych. Kryzys ekonomiczny i kataklizmy przyrodnicze, jak ostatnio tsunami w Japonii są interpretowane jako zapowiedź nadejścia jeszcze większych katastrof. Dodatkowo internet w rękach „wieszczy zagłady” staje się groźnym instrumentem propagandowym i dodatkowo potęguje lęki egzystencjalne. Ten ostatni element odróżnia współczesnych ezoteryków od podobnych ruchów pojawiających się w minionych dekadach.
Mieszkańcy francuskiej wioski Bugarach mają świadomość nadciągającego niebezpieczeństwa. Burmistrz Delord liczy się z najazdem tysięcy fanatyków. Dlatego już teraz lojalnie ostrzega, że wezwie wojsko, jeżeli uzna, że jest taka potrzeba. Póki co burmistrz nie może się powstrzymać od sarkastycznych uwag. Dziennikarzowi „Le Figaro” opowiedział, że dwa tygodnie temu jakiś zwolennik Armagedonu zmarł na atak serca po wejściu na szczyt Pic de Bugarach. - Koniec świata dopadł go nieco wcześniej niż sam przypuszczał - skwitował z przekąsem Jean-Pierre Delord.
źródło pnet.pl
si vis pacem, para bellum.