Na forum powstało wiele wątków dotyczących fikcyjnych końców świata. Myślę, że powinniśmy się również zająć tym prawdziwym, tym który jest dostrzegalny na co dzień. O czym mowa? Jak wiadomo, ilość wiedzy o otaczającym nas świecie rośnie wykładniczo - jest to mierzalne i liczbą publikacji naukowych i faktycznymi osiągnięciami ludzkiej techniki. Mogłoby się więc wydawać, że rośnie nam społeczeństwo technologiczne, społeczeństwo rozumu. Niestety, codzienny kontakt z ludźmi pokazuje, że koniec świata następuje na co dzień: na poziomie edukacji wczesnoszkolnej i psychiki ludzkiej. Włos się jeży na głowie, gdy poczyta się, co ludzie wypisują w internecie. Wygląda na to, że dla wielu internautów kompromitacja samego siebie jest powodem do dumy. Banda nieuków, która łyka wszelkie bzdury. Jak takie "dorosłe" osoby zdołały się prześlizgnąć przez edukację na poziomie szkoły podstawowej?
Przepowiednie o końcu świata? Paternifikacja - dopasowywanie cytatów do rzeczywistości, ignorancja i dziecinna naiwność (coś ktoś napisał w internecie, więc to prawda). Gdzie wartościowanie źródeł? Gdzie racjonalizm, gdzie sceptycyzm, logika?
Planeta Nibiru? Przebiegunowanie wywołane koniunkcją? Czemu nikt nie zaglądał na strony NASA? Trzeba naprawdę nie rozumieć fizyki na poziomie szkoły podstawowej, żeby łykać takie bzdury. Czy ludzie muszą leczyć swoje kompleksy utwierdzając się w przekonaniu, że wszyscy egiptolodzy-profesorowie są głupsi od niewykształconego czytelnika książek oszołoma Dänikena?
UFO, anunnaki, Nostradamus, dzieci indygo, telepatia, magia, potwór z Loch Ness? Jak można tak przynosić wstyd człowieczemu gatunkowi, Homo - rzekomo - sapiens?
Tak - koniec świata jest dziś. Koniec świata to ludzie ery lotów w kosmos, którzy potrafią korzystać z Google i z klawiatury, ale nie z własnego mózgu. To ludzie, którzy powinni się wstydzić odezwać, a dyskutują. Innego końca świata nie będzie...