Do OBSERWATOR
Nie oczekuję, że zmienisz nagle swoje poglądy tylko dlatego że jeden czy drugi gościu na forum naskrobie parę zdań. Do tego trzeba czasem wielu miesięcy czy lat przemyśleń. Choć zdarzają się przypadki, że jedno zdanie przeczytane lub usłyszane w odpowiednim miejscu i czasie potrafi zmienić życie człowieka.
Po prostu umieściłem swoją opinię na temat reinkarnacji i tyle.
Na koniec tego postu dodam jeszcze jedną rzecz która mi wcześniej umknęła i która może niektórym ludziom dać temat do przemyśleń.
Najpierw jednak odwołam się do tego co Jezus mówił na temat reinkarnacji.
To prawda Jezus mówił o reinkarnacji. Ale jedyne dzieło jakie znalazłem w którym choć słowem się na ten temat odezwał to "Poemat Boga-Człowieka" Marii Valtorty. Może są jakieś inne źródła, ja do nich nie dotarłem. Tak czy inaczej w Poemacie temat ten poruszany jest tylko w jednym miejscu.
Gdzieś tam w drodze apostołowie (głównie pod namową Judasza, który miał dobry kontakt z Arcykapłanami i stamtąd słyszał o przybyłej ze wschodu i szerzącej się koncepcji reinkarnacji) zapytali Jezusa co myśli o reinkarnacji.
Jezus odpowiedział:
"Jest to błędna koncepcja".
I to wszystko, nic więcej na temat reinkarnacji, pochodzącego od Jezusa nigdzie nie znalazłem.
Napiszę jeszcze to o czym wcześniej zapomniałem.
Z reinkarnacją związany jest jeszcze jeden aspekt.
Załóżmy, że rzeczywiście nasze dusze zostały stworzone neony-lat temu i od tego czasu błąkamy się po świecie od wcielenia do wcielenia. Dla duszy, która jest bytem niematerialnym, przebywanie w ciele, w świecie materialnym musi być wielką udręką. Świat jest pełen bólu, cierpienia, niewygód, trudnych poświęceń. Strachu, niepewności. Dodatkowo. przebywając w ciele mamy bardzo ograniczone zmysły. Myślę, że nawet zwolennicy reinkarnacji zgodzą się ze mną, że w momencie śmierci dusza uwalnia się od ciała i czuje się wolna, wyzwolona z więzów materii.
Można dosadnie powiedzieć, że dla duszy życie na ziemi jest swego rodzaju obozem koncentracyjnym (szczególnie, jeśli ktoś ma wątpliwość urodzić się nie tam gdzie by chciał - drastyczny przypadek: w najniższej kaście w Indiach lub choćby dla przykładu w Korei Północnej). Jeżeli ktoś ma więcej szczęścia i urodzi się w bogatej rodzinie, to i tak życie pełne jest różnych nieprzyjemnych epizodów. Nawet najbogatsi ludzie chorują i często cierpią.
Pomyślcie jaką karą dla takiej wyzwolonej duszy musi być powrót na Ziemię. Pada wyrok: kasujemy ci pamięć i wracaj z powrotem w to błoto. I tak wkoło-w nieskończoność. Prawie. Religie Dalekiego Wschodu mówią, że owszem można przerwać ten niekończący się krąg, osiągając tak wysoki rozwój duchowy, że za życia osiągamy stan Nirwany. Ale jak w ogóle wzrastać duchowo, skoro ciągle kasują ci pamięć?
Ale co to jest stan nirwany? To jest całkowite zespolenie ze światem, przy całkowitym wyzbyciu (wyciszeniu) swych emocji, myśli. Wszystkich, nie chodzi tylko o gniew, złość, zawiść, nienawiść ale również miłość, przyjaźń i wszystkie pozytywne uczucia. Gdy rozpłyniemy się w takim bezosobowym świecie (pozbywając się w zasadzie swej świadomości) przerwiemy niekończący się cykl narodzin i śmierci. Ale co to tak naprawdę oznacza? Naszą śmierć duchową, niebyt. Tam gdzie jest ruch, rozwój, tam jest życie. W stanie Nirwany rezygnujemy ze swego ja (i nie chodzi tu o swój egoizm a swoje egzystencjalne ja).
Czyli co nam tak naprawdę obiecuje koncepcja reinkarnacji:
Niekończący się obóz koncentracyjny dla duszy (tu na ziemi), bez możliwości wyjścia za dobre sprawowanie,
chyba że przez komin (niebyt).
To jest niesamowicie perfidna koncepcja. I to jeszcze przy braku jakiegokolwiek wsparcia osobowego Boga.
W tym świecie jesteśmy zupełnie sami pozostawieni sami sobie (a więc tak naprawdę to kto miałby oceniać nasze złe postępowanie?).
Gdybyśmy przyjęli reinkarnację jako fakt, obecność osobowego Boga musiałaby skutkować tylko pogłębiającą się nienawiścią dusz do Boga, gdyż ten wciąż bez litości zsyła ich na ziemię.
Ludzie którzy tak bardzo fascynują się ideą reinkarnacji chyba tak naprawdę do końca jej nie rozumieją.
A w każdym razie nie dostrzegają konsekwencji płynącej z tej koncepcji.
Dlaczego więc jest tak popularna? Bo tak jak napisałem to w poprzednim poście, odsuwa od nas sąd za nasze czyny w nieokreśloną przyszłość a dla niektórych na nigdy. Czyż to nie jest piękna koncepcja dla tych którzy nie chcą się przejmować konsekwencjami swoich mniej lub bardziej drobnych przewinień? Jest. I to jest chyba główny powód popularności tej koncepcji.
W koncepcji tej, kara za złe czyny jest odsunięta w czasie i raczej niekonkretna (z punktu widzenia danego wcielenia). Załóżmy, że chcemy kogoś zabić i zawłaszczyć jego majątek (zysk: bogactwo i wygodne życie, kara: zła karma skutkująca odrodzeniem się w niższej warstwie społecznej). Zawsze można sobie powiedzieć: teraz będzie mi gorzej (zostanę biedny) a później lepiej (lepsza karma) czy raczej: teraz będzie mi lepiej (będę bogaty) a później może gorzej (zła karma)? Jak myślicie co wybierze najczęściej człowiek?
Pomijam konsekwencje w tym życiu w postaci wsadzenia gościa do więzienia (przestępcy w czasie dokonywania swych czynów zazwyczaj nie uwzględniają w swych rachubach, że ich zbrodnia może być wykryta i ukarana).
Wykonanie jakiegoś dobrego czynu wymaga często wysiłku, poświęcenia. I tu również działa niewłaściwy mechanizm. Teraz będzie mi mniej wygodniej (pomogę komuś, może w ten sposób zbiednieję, narażę się) ale później może będę miał lepiej (dobra karma) albo inaczej: dziś będę miał wygodę (nie zaangażuję się w pomoc, nie wydam pieniędzy, nie narażę się) ale za to karma mi się nie poprawi. Co wybierze najczęściej człowiek? Tak jak kara jest oddalona i niepewna tak i nagroda za dobre czyny jest oddalona i niepewna.
Teraz porównajcie to co napisałem z tym co mówił Jezus na temat miłości do bliźniego. Pomocy drugiemu człowiekowi i co mówi Pismo Święte na temat nagrody i kary.