Witam;
TAJNY UKŁAD ZE SION. Tak skończy się Unia Europejska?
http://r-scale-77.dcs.redcdn.pl/scale/o
quality=75
Wiosną 20XX roku francuski dziennik "Le Figaro" jako pierwszy poinformował o tajnych rozmowach dyplomatycznych w szwajcarskim Sion. Tytuł "Nowy pomysł na Europę" nie pozostawiał wątpliwości. Unia Europejska nie miała szans na przetrwanie.
===
[Tekst opublikowany został pierwotnie w Magazynie TVN24 w lutym br. Przypominam go w związku z czwartkowym referendum ws. Brexitu.]
***
(Wszelkie podobieństwa do rzeczywistości są zamierzone)
"Le Figaro" szczegółowo opisał ustalenia z licznych spotkań polityków i ekspertów z Francji, Niemiec, Włoch, państw Beneluksu i Austrii. Opracowali oni zarys rozwiązania obecnej Unii Europejskiej i zastąpienia jej czymś nowym, znacznie mniejszym, ale sprawniejszym niż Wspólnota. Sposób organizowania spotkań w Sion przypominał tajną operację wywiadowczą. Jej uczestnicy – po dwie osoby z każdego państwa – zbierali się w różnych hotelach jako zwyczajni turyści. Meldując się w recepcjach, nie przypominali w żadnym wypadku dyplomatów i delegatów swoich stolic. Nie nosili garniturów, często przywozili ze sobą narty czy rowery. Do miasta przyjeżdżali samochodami, niekoniecznie na rejestracjach państw, z których pochodzili. Dlatego udało im się nie wzbudzić podejrzeń mediów. Nie wiadomo oczywiście, czy o spotkaniach wiedziały służby szwajcarskie, ale jeśli wiedziały, to Szwajcaria wzorcowo dochowała tajemnicy dyplomatycznej.
Sposób organizowania spotkań w Sion przypominał tajną operację wywiadowczą
.
Publikacja ustaleń z Sion w prasie francuskiej była oczywiście efektem świadomej decyzji siedmiu rządów, które uzgadniając ze sobą nowy układ europejski, chciały jednoznacznie dać sygnał reszcie krajów Unii, że czas obecnego funkcjonowania Wspólnoty dobiegł końca. Efekt publikacji był piorunujący: niewiele razy w historii politycznej Europy czy całego świata jeden artykuł dosłownie sparaliżował funkcjonowanie kontynentu.
Błyskawiczne protesty przyszły z reszty stolic unijnych, szczególnie z Madrytu, Warszawy, Pragi, Bratysławy i Sztokholmu. Zdumienie artykuł wywołał w Londynie i Budapeszcie, które opuściły Unię Europejską stosunkowo niedawno, ale mimo to nadal czuły się związane z losami organizacji. W szoku był Waszyngton i to z dwóch powodów: po pierwsze dlatego, że Ameryka jako państwo zaangażowane w Europę musiała jakoś odnieść się do faktycznego rozpadu Unii Europejskiej, a po drugie dlatego, że służby amerykańskie nie miały pojęcia o serii rozmów w Sion.
Błyskawiczny rozpad
Pierwszym impulsem oczywiście był Brexit, który był wynikiem referendum na Wyspach
.
Po historycznym artykule w "Le Figaro" rozpad Unii postępował rzeczywiście błyskawicznie, znacznie szybciej, niż wyobrażali to sobie twórcy nowego układu europejskiego. Od pewnego czasu zresztą UE nie funkcjonowała tak, jak powinna, i każdy z krajów stopniowo wycofywał się z czynnego zaangażowania we Wspólnocie. Pierwszy impulsem stanowił oczywiście Brexit, który był wynikiem referendum na Wyspach. W głosowaniu wyraźna większość – 59 proc. – poparła wyjście z UE. Brexit zainspirował inne kraje, w których odbyły się referenda, ale za wyjściem z Unii opowiedzieli się jedynie Węgrzy (54 proc.). Polacy, Szwedzi, Duńczycy i Grecy w większości głosowali za pozostaniem w Unii, choć, co znamienne, ten powrót wiary w unijne projekty nie ocalił Unii Europejskiej przed rozpadem. Referendum o członkostwie w UE nie przeprowadzono ani we Francji, ani w Niemczech, gdzie zwolenników Unii było coraz mniej. Decyzja, aby tego nie robić, jak okazało się po ujawnieniu rozmów w Sion, była podyktowana chęcią wypracowania kontrolowanego sposobu likwidacji Wspólnoty i szybkiego zaproponowania jakiegoś nowego rozwiązania.
Ustalenia z Sion szybko zaczęto wcielać w życie. Siedem państw wspólnie wystosowało specjalne noty do reszty krajów Unii Europejskiej, w których zapowiedziano gotowość do wystąpienia ze struktur UE najdalej w ciągu 36 miesięcy. Na początek państwa "siódemki" ogłosiły, że nie będą brać udziału w szczytach Unii oraz w obradach Rady Ministrów UE na dotychczasowych zasadach. "Siódemka" zdecydowała, że jedno z państw będzie reprezentować pozostałe, ale nie będzie głosować w żadnej ze spraw. Celem było sparaliżowanie Wspólnoty i zniechęcenie innych krajów do angażowania się w prace Unii. Kanclerz Niemiec Thomas de Maiziere odwiedził wschodnich sąsiadów RFN i zaproponował Polsce, Czechom i Słowacji zawarcie układu o stowarzyszeniu z "siódemką", co gwarantowałoby utrzymanie w miarę dobrych relacji gospodarczych, ale pod warunkiem ograniczenia ruchu na granicach oraz wstrzymania swobody podejmowania pracy w Niemczech czy Austrii przez obywateli dawnej Grupy Wyszehradzkiej. Jak oceniała niemiecka prasa, zaskakująco pozytywnie na propozycje Niemiec zareagowała Polska.
Rząd polski od czasu Brexitu i wyjścia Węgier kompletnie stracił serce do dalszej integracji w ramach UE i przygotowywał opinię publiczną na stopniowe wychodzenie ze Wspólnoty
Rząd polski od czasu Brexitu i wyjścia Węgier kompletnie stracił serce do dalszej integracji w ramach UE i przygotowywał opinię publiczną na stopniowe wychodzenie ze Wspólnoty. Czesi i Słowacy byli wściekli, ale nie mieli żadnych możliwości zatrzymania biegu wydarzeń.
Podobny proces "uspokajania" sąsiadów, tym razem na Południu, przeprowadzała Francja, a prezydent Nicolas Sarkozy odwiedzał Madryt, Lizbonę i Ateny. I tutaj południowe stolice protestowały, ale nie były w stanie powstrzymać rozpadu Unii. Pierwsze wieści o końcu dotychczasowej Wspólnoty wywołały prawdziwą falę wyjazdów z Hiszpanii i Portugalii w różne strony świata, szczególnie do Ameryki Południowej. Chyba najspokojniej rozpad Unii został przyjęty w Skandynawii i krajach bałtyckich, które zaczęły tworzyć zręby nowej Konfederacji Skandynawskiej. Mimo niemal stalowej kontroli Kremla, media w Rosji były wyraźnie rozdarte: z jednej strony dosłownie pastwiły się nad obumierającą UE, ale z drugiej nie były zadowolone, że grupa państw mimo wszystko zdecydowała się zbudować jakąś nową formę europejskiej współpracy.
Gospodarcze tsunami
Jednak ów kontrolowany rozpad nie przebiegał całkowicie spokojnie. Publikacja artykułu w "Le Figaro" spowodowała kolosalne spadki na giełdach i prawdziwe ruchy sejsmiczne na rynkach finansowych. Nowa grupa założycielska zachowała co prawda walutę euro, ale ostrzegła, że gotowa jest emitować nowy pieniądz, jeśli będzie tego wymagać sytuacja. W błyskawicznym tempie "siódemka" ogłosiła koniec wszelkiej współpracy w ramach Schengen. Na zewnętrznych granicach "siódemki", w tym na polsko-niemieckiej, wprowadzono bardzo tradycyjne, rodem z XX wieku, kontrole graniczne. Każdy wjeżdżający do Niemiec był szczegółowo pytany, ile ma pieniędzy ze sobą i czy zamierza podjąć pracę w RFN.
Firmy z krajów UE nienależących do "siódemki" otrzymały polecenia nowej rejestracji i przedstawienia planów wycofania się z rynku francuskiego, niemieckiego, włoskiego, austriackiego i rynków Beneluksu. Wstrzymano przyjmowanie studentów z innych państw na uczelnie w krajach "umowy z Sion", zezwalając jednocześnie na dokończenie studiów tym, którzy je już rozpoczęli.
Najboleśniej zmiany w Europie odczuli rolnicy
Najboleśniej zmiany w Europie odczuli rolnicy. Do tej pory wieś, szczególnie polska, narzekała na Unię Europejską i wspierała partie krytykujące unijne procedury i wręcz nawołujące do rozwiązania UE. Jednak w chwili, gdy dosłownie w ciągu godzin załamał się europejski rynek rolny, polscy rolnicy zaczęli protestować i domagać się od polskiego rządu ratowania Unii i włączenia się do nowej organizacji. Protesty na nic się nie zdały.
Stowarzyszenie Europejskie
Dwa tygodnie po artykule w "Le Figaro" państwa "siódemki" wycofały swoich przedstawicieli ze wszystkich unijnych instytucji, a na dodatek zdjęły flagi unijne ze wszystkich swoich ambasad. Było to początek symbolicznego końca UE, ale w szczególnie trudnej sytuacji postawionych zostało kolejnych 19 państw, które nie bardzo wiedziały, jak zachować się w instytucjach Unii. Pogłębiający się chaos mógł zostać przerwany tylko poprzez zwołanie specjalnego szczytu państw Europy. Zdecydowano, że odbędzie się on w dwóch częściach. Najpierw państwa Unii Europejskiej ogłoszą jej koniec, a następnie "siódemka" spotka się we własnym gronie i ogłosi powstanie Stowarzyszenia Europejskiego, którego symbolem będzie podobizna Karola Wielkiego.
Rząd w Warszawie zderzył się z niewyobrażalnymi do niedawna problemami społecznymi i gospodarczymi związanymi z gwałtownymi przeobrażeniami w Europie
Rząd w Warszawie zderzył się z niewyobrażalnymi do niedawna problemami społecznymi i gospodarczymi. Nie tylko twarde branże gospodarki, ale także takie dziedziny jak służba zdrowia zostały częściowo sparaliżowane. Zaczęła poważnie szwankować współpraca medyczna między szpitalami polskimi a zachodnioeuropejskimi, a nawet współpraca technologiczna placówek. Firmy serwisujące urządzenia medyczne, szczególnie te najdroższe i najbardziej zaawansowane, miały kolosalne problemy z obsługiwaniem szpitali w Europie, ponieważ na liście ich zleceń były np. te w Polsce, na Węgrzech, w Niemczech, Austrii i Szwajcarii. Ograniczenia swobody podróży, kontrole graniczne i wzrost cen za połączenia telefoniczne były dla nich śmiertelnym ciosem.
Rozpad UE wywołał także alarm w NATO i w Stanach Zjednoczonych, na których Polsce zawsze ogromnie zależało. Nawet tak drobiazgowe kwestie, jak sprawa pobytu służbowego wojskowych z państw zachodniego sojuszu na terytorium Polski zaczęła się komplikować, a likwidacja Schengen oznaczała, że wojsko i inne służby nie mogły swobodnie prowadzić ćwiczeń i kontaktować się bez oglądania się na granice. Dostrzeżono to szybko w Waszyngtonie i zasygnalizowano sojusznikom konieczność zmiany zasad działania NATO lub jego likwidację.
Cios w wizerunek
Choć rząd w Warszawie liczył się z rozpadem UE i przekonywał opinię publiczną do rozstania ze Wspólnotą, to nie przewidział wielu zjawisk, być może kluczowych dla polityki wewnętrznej i zagranicznej Polski. Ta ostatnia dramatycznie ucierpiała na skutek kompletnego załamania wizerunku Polski w krajach byłego ZSRR. Na Ukrainie, na Białorusi, w Kazachstanie, a już szczególnie w Rosji Warszawa przestała być stolicą państwa unijnego i w jakiejś mierze reprezentującego Zachód wobec Wschodu. Dlatego Kijów, Moskwa, Mińsk i Astana szybko straciły zainteresowanie Polską i przerzuciły swoje interesy na Berlin, Paryż oraz Waszyngton. Bardzo szybko, dosłownie w miesiąc-dwa od publikacji w "Le Figaro", wszystkie te kraje, działając niezależnie od siebie, zredukowały personel dyplomatyczny w polskiej stolicy, a w przypadku Rosji wycofały ambasadora. Jednak owi dyplomaci nie wrócili do krajów, z których pochodzili, lecz szybko skierowano ich do "siódemki", aby obserwowali budowę nowej organizacji europejskiej. Z kolei w polityce wewnętrznej rozpad Unii zaowocował nasileniem podziałów społecznych. Około 60 proc. Polaków domagało się od rządu przystąpienia do neo-UE, ale rząd, niechętny dalszej integracji, odrzucał taką ewentualność. Dlatego opozycja ogłosiła serię protestów i strajków pod sztandarem powrotu do Europy. Te praktycznie sparaliżowały kraj i doprowadziły do wielkiego chaosu.
I wreszcie w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi czy Kanadą Polska, już jako państwo nienależące do UE, straciła specjalny dostęp do rynków. W trybie pilnym Warszawa zwróciła się do partnerów zza Oceanu z propozycją zawarcia układu o wolnym handlu. Ale Waszyngton i Ottawa nawet nie znalazły czasu na odpowiedź, uznając, że nie mają żadnego interesu w rozbudowie układów handlowych w upadającej i nieprzewidywalnej Europie. Zresztą już od lat pozaeuropejskie kraje Zachodu budowały specjalne relacje gospodarcze z Azją i Ameryką Południową, które zastąpiły pękający rynek unijny.
Nowe NATO
Gigantyczne zamieszanie, jakie zapanowało w Europie, przekonało uczestników nadzwyczajnego spotkania na szczycie państw Unii Europejskiej i NATO, że rozwód trzeba przeprowadzić szybko. Na spotkanie zaproszono także prezydenta Stanów Zjednoczonych Berniego Sandersa, który miał nakłaniać Europejczyków do opamiętania. Jednak jeszcze przed rozpoczęciem szczytu amerykańskie media informowały, że widząc dramatyczny rozłam w Europie, Amerykanie zaproponują likwidację NATO i wycofanie się z kontynentu. Pomysł wzbudził strach w Polsce czy Niemczech, ale nie przejęli się nim np. Włosi, a Brytyjczycy, już poza UE, ale złączeni silnym sojuszem angloamerykańskim, wzruszali ramionami. Ostatecznie Waszyngton przekonał sojuszników, żeby likwidować wojskowe struktury NATO, a pozostawić jedynie konsultacje polityczne. Likwidacja sojuszu zająć miała pięć lat i tyle też dały sobie państwa członkowskie na wypracowanie nowej formuły przymierza. Polska zgłosiła zainteresowanie, ale już sąsiedzi – Słowacy i Węgrzy – byli kompletnie obojętni. Do nowego NATO spośród "siódemki" wejść chcieli jedynie Niemcy, a z reszty kontynentu Litwa, Łotwa, Estonia oraz, po wahaniach, Wielka Brytania.
Na miejsce Unii nie powołano żadnej nowej instytucji, co oznaczało, że w Brukseli zaczęły świecić pustkami ogromne budynki zamierającej administracji europejskiej
Po ogłoszeniu początku końca NATO przyszedł czas na likwidację Unii Europejskiej w dotychczasowej kształcie. Aby nie pogłębiać chaosu, 26 krajów podpisało jednostronicowy traktat o zakończeniu działalności UE. Ratyfikacja nastąpić miała w ciągu dwóch miesięcy. Na miejsce Unii nie powołano żadnej nowej instytucji, co oznaczało, że w Brukseli zaczęły świecić pustkami ogromne budynki zamierającej administracji europejskiej. Przywódcy "siódemki" wydali specjalną deklarację, że nazajutrz spotkają się w Akwizgranie w Niemczech i ogłoszą manifest "karoliński" o utworzeniu Stowarzyszenia Europejskiego. Niemcy, Francja, Austria, Włochy i Beneluks utworzą unię polityczną, paszportową, gospodarczą i militarną. "Siódemka" daje sobie na to pięć lat. Żadne z pozostałych państw dotychczasowej Unii Europejskiej nie zostało zaproszone do współpracy, ale zaproponowano, że w przyszłości możliwa będzie ograniczona współpraca z innymi organizacjami, np. Konfederacją Skandynawską. Żadnej oferty nie skierowano pod adresem Polski, która zareagowała specjalną propozycją współpracy dla Pragi, Bratysławy oraz Budapesztu. Jednak ku zaskoczeniu Warszawy, mimo pięknych deklaracji o Europie Środkowej, Czesi i Słowacy nie byli zainteresowani, a w obydwu stolicach politycy czescy i słowaccy głośno mówili, że ich ambicją jest jak najszybsze dołączenie do Europy "karolińskiej", natomiast Węgrzy nie potrafili odnaleźć się w nowej sytuacji i nie udzielili żadnej odpowiedzi pozytywnej ani negatywnej.
Polska pozostała sama.
Unii grozi Brexit?
------------------------------------------------------------------
Pozdrawiam Serdecznie;
Atraktor