101

(29 odpowiedzi, napisanych Koniec świata - Forum ogólne)

Tomek napisał/a:

polecam stronę
http://zmianynaziemi.pl/

Rzadko śię tu udzielam, ale zwracam się do tych "starych wyjadaczy" :
       
         W najlepszym wypadku czeka nas "MAD MAX" Wszystko szlag trafi. Oczekuje z nadzieją że przetrwamy ten kataklizm i może uda się zbudować nowy świat, nową cywilizację nie opartą na konsumpcji i rywalizacji. Chcę wierzyć w to co Geryl zapowiada i nie boję się tego, ten świat potrzebuje przemiany, elity rządzące muszą paść...cdn

wiesz piękne idee są piękne...


Niestety w opisanym przez Ciebie scenariuszu, (i ogólnie tu przez nas omawianym) to dopiero będzie rywalizacja i konsumpcja.
Stary, ludzie będą sobie wyrywać z rąk zepsute, spleśniałe żarcie i zabijać się za bandaż, antybiotyk, kubek czystej wody lub działającą latarkę.
Co do tego nie mam złudzeń. Człowiek z głodu jest zdolny do najgorszych okrucieństw. Gdy zaczyna działać instynk samozachowawczy, powracamy do swojej zwierzęcej natury i szlag trafia ideały i przykazania...

102

(29 odpowiedzi, napisanych Koniec świata - Forum ogólne)

Przeżyją ci, którzy oprócz odrobiny szczęścia będą mieli dostęp do zasobów będących owocem rozwoju cywilizacji.
Kontynuować nasz gatunek dędą mogli tylko ci, którzy będą posiadać odpowiednią wiedzę popartą praktyką o tym jak korzystać z zasobów naturalnych oraz ci, którzy będą przemocą zdobywać to na czym im zależy.
biorąc pod uwagę pierwszą grupę - myślę, że stanowi ona jakieś 5-10% populacji.
Druga grupa będzie stanowić jakieś 0,5-1% populacji pierwszej grupy, a więc w skali obecnej będą to promile.
Mówię tu oczywiście o naszej zachodniej cywilizacji, ponieważ w regionach cywilizacyjnie zacofanych (w/g naszych standardów) proporcje będą odwrotne; z powodu braku zapasów i dostępu do zaawansowanej technologii promil ludności przetrwa pierwszy okres, natomiast paradoksalnie ci, którzy przeżyją będą lepiej sobie radzić w "epoce kamienia łupanego", ponieważ żyją w niej i dziś...

Ciekawa strona, będę śledził czy faktycznie jest tak uaktualniana jak piszą autorzy.
Tak czy owak najważniejszą elektronikę należy przechowywać w klatca faraday'a.
przypominam, że radyjko, zegarek kwarcowy czy latarka ledowa to elektronika...

soczysty napisał/a:

Suzi ładny cytacik gdzieś go już wcześniej czytałem ale nie pamiętam dokładnie gdzie. Jak wiemy wiele przepowiedni Nostradamusa się sprawdziło i do tej pory się sprawdzają. Żałuję że nie mógł ich pisać normalnym językiem tak żebyśmy wiedzieli o co mu chodzi bo wtedy sprawa byłaby o wiele prostsza. Tak wszyscy się spieracie czy to jest prawda z tym końcem świata czy nie a nie wiem czy wiecie co Nostradamus powiedział zanim zmarł (nie zaraz przez śmiercią tylko w trakcie swojego życia). Jego słowa brzmiały mniej więcej tak: Widziałem wielką katastrofę pożerająca mnóstwo ofiar głód i zaraza, ale widziałem też ratunek i nowy świat. Z góry przepraszam że nie potwierdziłem tych słów jakimś linkiem w którym moglibyście to sprawdzić ale zgubiłem tą stronkę. Z tych słów jednak można wnioskować że ludzie przeżyją planecie się nic nie stanie albo znajdziemy jakąś inną z planetę na której zamieszkamy i zaczniemy wszystko od nowa. Oczywiście nie mówię że wszyscy przeżyją "głód i zaraza" prawdopodobnie wiele osób przez to zginie chodź za razem te słowa dają do myślenia, jeżeli będą miały miejsce różne katastrofy jak pewnie myśli większość z was to nie wiem jak głód a tym bardziej zaraza może nam grozić (głód już bardziej) w każdym bądź razie ja z tych słów wnioskuję że wcale nic w ziemie nie musi walnąć po prostu "głód i zaraza" będzie przyczyni się do końca świata i może przez to się wszystko zacznie. Nie mam pewności co do całego tego 2012 ale myślę że dopiero gdy się to wszystko zacznie będziemy się przejmować.

Niemieckie ogórki nas wykończą... smile

105

(34 odpowiedzi, napisanych Koniec świata - Forum ogólne)

jak wyglądałaby sytuacja gdyby poniżej opisany konflikt przerodził się w otwartą wojnę ?

Naprzeciw siebie stanęły dwie koalicje: polsko-amerykańska i rosyjsko-zachodnioeuropejska. Stawka jest niezwykle wysoka. Hegemonia w regionie i zmiana układu sił na świecie.
Chodzi o gaz łupkowy. Strony konfliktu są już określone. Profesor Zbigniew Lewicki z Uniwersytetu Warszawskiego uważa wręcz, że Stany Zjednoczone są jedynym sojusznikiem, który może pomóc Polsce uniezależnić się od dostaw Rosji. Amerykanista podkreślił na falach radiowej Trójki, że rozmowy władz polskich z Barackiem Obamą w sprawie łupków powinny być poświęcone wyłącznie kwestiom politycznym. - Chodzi o to - mówił amerykanista - by łupki w ogóle móc wydobywać.

A to wcale nie jest takie pewne. Według badań Europejskiego Centrum Zasobów Energii Eucers wykorzystanie tylko części niekonwencjonalnych zasobów przed 2020 rokiem zapewni kontynentowi dostęp do własnego źródła energii.

Europie teoretycznie powinno zależeć na uniezależnieniu się energetycznie od obcych dostawców. Jednak Unia Europejska to twór, w którym liczą się partykularne interesy konkretnych państw. A w przypadku gazu łupkowego każdy ma coś do ugrania.

Szara eminencja

Rozgrywającym jest Rosja. Dostawy surowców naturalnych to jeden z ostatnich haczyków na Europę. Duża część Starego Kontynentu jest zależna od błękitnego paliwa z Rosji. Moskwa nie będzie się biernie przyglądać próbie uwolnienia z żelaznego uścisku rosyjskiego niedźwiedzia. Głośno mówią o tym czescy eksperci ds. bezpieczeństwa, generałowie rezerwy Jirzy Szedivy i Andor Szandor cytowani przez portal internetowy iDnes.
- Energia i źródła surowców pełnią w Rosji funkcję broni politycznej - podkreślają. A źródła gazu łupkowego to dla niej "ewidentnie mocna konkurencja". Według ekspertów Europa stanie się areną wielkich manewrów szpiegowskich.

Generałowie podkreślili, że największym wsparciem Rosji w UE są Niemcy. - Będą narzędziem utrzymania rosyjskich wpływów. Działający gazociąg North Stream da im całkowitą wyłączność na dystrybucję gazu - powiedział Szedivy.
Przy inwestycji za ogromne pieniądze trudno przypuszczać, by nasi zachodni sąsiedzi stali się nagle wielkimi zwolennikami gazu z łupków.

Rosja ma jeszcze jedną kartę przetargową. Europa nie jest jedynym rynkiem zbytu. W grze pojawiły się Chiny i rury z błękitnym paliwem płyną już do Państwa Środka. Moskwa nie jest więc zależna od zachodnich partnerów. - Oczywiście nie chcą tracić kontaktów, ale gdy tylko w grze będą pieniądze, będą grać chińską kartą - podkreślił Szedivy.

Bez Norwegii i Rosji ani rusz

Nie możemy mieć więc złudzeń, że gaz z łupków stanie się priorytetem dla Unii Europejskiej.

- Nie będziemy mieli wielu przyjaciół w realizacji tego projektu. Jeśli popatrzymy na politykę UE i wypowiedzi znaczących polityków, to entuzjazm dla gazu pochodzącego z łupków jest, bardzo oględnie mówiąc, umiarkowany - powiedział na konferencji "The Poland - U.S. Energy Roundtable" Maciej Kaliski, dyrektor departamentu ropy i gazu Ministerstwa Gospodarki.

I nie chodzi tylko o interesy między krajami Unii a Rosją. Podczas marcowej debaty w Parlamencie Europejskim głos w sprawie gazu z łupków zabrał unijny komisarz ds. energii Guenther Oettinger. Podkreślił, że gaz łupkowy może pełnić jedynie rolę uzupełniającą w dostawach dla Europy i nie zastąpi importu gazu konwencjonalnego z Norwegii czy Rosji.

- Import gazu konwencjonalnego z takich państw jak Norwegia, Rosja, Algieria czy statkami z Kataru będzie pełnił główną rolę - powiedział Guenther Oettinger.

Nikt nam nie zabroni. Na razie...

W tym momencie docieramy do kolejnej strony konfliktu. Ekologów. Ich presja może doprowadzić do ograniczenia lub wręcz zatrzymania wydobycia surowca.

Guenther Oettinger zaznaczył w marcu, że trzeba się zastanowić, czy na poziomie UE nie trzeba bardziej zadbać o bezpieczeństwo przyszłego wydobycia. - UE ma swoje przepisy dotyczące ochrony wód podziemnych, prowadzenia wydobycia, emisji CO2 i BHP, których trzeba przestrzegać - dodał unijny komisarz.

Długo nie trzeba było czekać na pierwsze reakcje. Na początku maja francuscy deputowani uchwalili ustawę o zakazie wydobycia gazu łupkowego. Zakaz dotyczy najtańszej i najbardziej powszechnej formy pozyskiwania surowca ze skał - tzw. szczelinowania.

Czy podobne zakazy mogą zacząć obowiązywać w całej Unii? Pomimo słów komisarza Oettingera na razie nic tego nie zapowiada.

- Gaz łupkowy to sprawa poszczególnych krajów, a nie Unii Europejskiej - powiedziała PAP Jesse Scott, ekspertka ds. środowiska UE.
Jej zdaniem minie co najmniej kilka lat, zanim KE ewentualnie zaproponuje jakąś regulację dotyczącą wydobycia gazu łupkowego w UE.

Ekologia z atomem w tle

Paryż mógł sobie pozwolić na zablokowanie wydobycia. Gaz nie ma tam znaczącej pozycji w bilansie energetycznym. Co innego w Polsce.

- We wschodniej Europie sprawa wygląda zupełnie inaczej, zwłaszcza dla Polski gaz łupkowy oznacza szanse na korzyści ekonomiczne oraz uniezależnienie się od węgla - twierdzi Jesse Scott.

I tu znów mamy kolejną stronę konfliktu. We Francji 80 proc. energii pochodzi z elektrowni jądrowych. Według Jana Krasonia, światowej sławy geologa, cytowanego przez "Dziennik Gazetę Prawną", wpływ na decyzję wprowadzającą zakaz eksploatacji złóż gazu łupkowego miało lobby francuskie nuklearne i Gazprom. Według niego producentom energii nie potrzeba konkurencji ze strony łupków.

Wpływ na postawę ekologów, według wspomnianych wcześniej czeskich wojskowych ekspertów, mogą mieć rosyjskie specsłużby. Według nich Moskwa doskonale potrafi wykorzystać do swoich celów targające Europą niepokoje społeczne.

- Wpływanie na opinię publiczną przez organizacje ekologiczne i pokojowe, to są sposoby, które Rosjanie wykorzystują już dość długo i całkiem skutecznie - twierdzi Andor Szandor.

Rosjanie to nie nowicjusze na tym polu. Były szef czeskich wojskowych służb informacyjnych przypomina m.in. protesty, które towarzyszyły rozmieszczaniu amerykańskich rakiet i systemu radarowego.

Choć Moskwa nie może skorzystać z "instrumentów bezpośrednich", może zablokować wydobycie gazu z pomocą organizacji ekologicznych.
Takie sensacje potwierdza anonimowo przedstawiciel polskiego Ministerstwa Gospodarki. W rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawna" powiedział, że do polskich władz dotarły sygnały, że rosyjscy potentaci energetyczni mogą przekazywać ogromne sumy organizacjom ekologicznym w Europie!

A nieraz do wywołania niepokojów nie potrzeba wiele. Weźmy na przykład Niemcy, którzy również są niechętni wydobyciu gazu z łupków.

- U naszych zachodnich sąsiadów trudno jest uzyskać akceptację dla jakichkolwiek projektów energetycznych, nawet farmy wiatrowe wywołują spory. To jest sprawa polityczna, a nie ekonomiczna - podkreśla Jesse Scott. Dodaje, że jedyne źródło energii akceptowane w tym kraju to solary montowane na dachach budynków.

O co chodzi ekologom

Tylko czy te wszystkie głosy oburzenia płynące ze strony ekologów mają uzasadnienie w rzeczywistości?

We Francji zablokowano wydobywanie gazu łupkowego metodą szczelinowania hydraulicznego. Na czym ono polega? Do odwiertu pod dużym ciśnieniem wpompowywane są ogromne ilości wody z niewielką domieszką chemikaliów i piaskiem. Mieszanka rozrywa strukturę skalną i uwalnia zgromadzony gaz.

Według ekologów grozi to zatruciem wód gruntowych. Jednak według wielu ekspertów nie ma takiej możliwości. A zarzuty są irracjonalne.
- Jest bardzo mało prawdopodobne, by do wód gruntowych dostała się woda wraz z chemikaliami, Szczelinowanie odbywa się na głębokości 3-4 tys. metrów. Bardzo głęboko. Słodkie poziomy wodonośne, czyli użytkowane na potrzeby zaopatrzenia ludności w wodę, występują maksymalnie do głębokości 300 metrów. Różnica jest znaczna - zauważa dr Małgorzata Woźnicka.

Mikołaj Budzanowski, wiceminister skarbu, uważa decyzję Zgromadzenia Narodowego we Francji za dziwną. Jak podkreślił w "Sygnałach dnia", Francuzi nie mają nawet decyzji środowiskowej, która świadczyłaby, że głębokie odwierty zagrażają środowisku.

W Polsce do tej pory nie stwierdzono negatywnego oddziaływania na środowisko. Według dyrektor ds. gospodarowania wodami podziemnymi w PIG podobnie jest w USA.
- Nie potwierdzono nam żadnego incydentu, aby woda z chemikaliami używana w czasie szczelinowania hydraulicznego w procesie wydobywania gazu z łupków dostała się do wód gruntowych - twierdzi dr Małgorzata Woźnicka.

Tak więc argumenty proekologicznych ekspertów i obrońców środowiska, że grozi nam zatrucie wód gruntowych, używanymi do szczelinowania substancjami chemicznymi, jest bezzasadne. Pojawiają się jednak inne argumenty.

Wybuchająca woda

Internet jakiś czas temu obiegły filmiki (zobacz) udowadniające, że mieszkanie w pobliżu odwiertów nie jest bezpieczne. Z kranów leciała wybuchająca woda. Wystarczyło przyłożyć zapalniczkę do kranu. Przebadano 68 studni w stanie Pensylwania i Nowy Jork. Z badań naukowców z Duke University wynika, że poziom metanu w domach położonych w pobliżu odwiertów przekraczał normę średnio 17 razy.

Jednak ci sami eksperci nie stwierdzili w wodzie substancji, które używane są do szczelinowania. Metan najprawdopodobniej wydobywał się z nieszczelnej instalacji. Czyli niebezpieczne jest nie tyle wydobywanie gazu z łupków, a złe zabezpieczenie infrastruktury.

Oczywiście żadna eksploatacja złóż - zarówno konwencjonalnych, jak i niekonwencjonalnych, a także innych złóż energetycznych - nie jest neutralna dla środowiska. To tak jakby mówić, że kopalnie węgla nie mają wpływu na otoczenie.

- Należy przede wszystkim kontrolować i monitorować taką działalność. Jeśli coś wzbudzi podejrzenia, wtedy należy podejmować odpowiednie działania - zaznaczyła dr Małgorzata Woźnicka.

W Polsce funkcjonuje system monitoringu wód podziemnych, przy odwiertach badania przeprowadza także PGNiG. Jak na razie nie potwierdzono zagrożenie dla ludzi. A dla środowiska gospodarka oparta na gazie łupkowym może być wręcz korzystniejsza niż ta oparta na węglu.

- Dzięki niemu Polska będzie korzystała z bardziej niskoemisyjnej energii, a tym samym - będzie emitowała mniej dwutlenku węgla do atmosfery - stwierdził w radiowej Jedynce Mikołaj Budzanowski.

Przyjaźń za pieniądze

Przed nami trudna bitwa. Choć Unia Europejska (a właściwie Traktat Lizboński) nie może zabronić Polsce wydobywania gazu łupkowego, walka będzie trwać. Jednak UE ma wiele argumentów, by przekonać, że korzystanie ze złoży jest nieopłacalne. Możemy sobie np. wyobrazić, że ktoś wpadnie na pomysł nowej opłaty środowiskowej.

Eksploatacja własnych złóż jako dywersyfikacja źródeł cennego surowca da nam większe gwarancje bezpieczeństwa niż tarcza rakietowa czy amerykańskie F-16.

Właśnie dlatego rozmowy z Barackiem Obamą w Warszawie nie są bez znaczenia. Przy tak różnych interesach tak wielu graczy próby storpedowania polskiego wydobycia pojawią się na pewno. USA może nas objąć parasolem ochronnym.

Oczywiście ma w tym nie tylko interes polityczny. Nie ma nic za darmo. Wiceprezes PGNiG Marek Karabuła ma nadzieję, że firmy amerykańskie zainwestują w Polsce setki milionów dolarów w poszukiwania i eksploatację gazu łupkowego.

W ostatnich latach Ministerstwo Środowiska wydało ponad 40 podmiotom przeszło 80 koncesji na poszukiwanie gazu niekonwencjonalnego w Polsce, głównie amerykańskim - m.in.: Exxon Mobil, Chevron, Maraton, ConocoPhillips i kanadyjskiej Lane Energy.

Pogoda oszaleje. Europę czekają dekady kataklizmów
Gigantyczne nawałnice i powodzie.

Musimy spodziewać się znacznie bardziej nieprzyjaznej pogody w najbliższych dziesięcioleciach. To wszystko przez zmiany klimatyczne - ostrzegają eksperci z Instytutu Badań nad Klimatem (PIK) w Poczdamie.
W swoim raporcie alarmują, że gigantyczne nawałnice będą nawiedzać Europę statystycznie raz na 10 lat. Dotychczasowe modele wskazywały częstotliwość co 50 lat.
Powodzie mają występować w najbliższych latach trzy razy częściej niż do tej pory.
Mieszkańcy Europy będą zmagać się również z falami długich upałów oraz skutkami susz - mówi z Friedrich-Wilhelm Gerstengarbe z PIK.
Z badań, w których uczestniczyli również naukowcy z uniwersytetów w Berlinie i Kolonii wynika, że szkody powodowane przez potężne burze, wichury i nawałnice w 2100 roku będą dwa razy większe niż obecnie.
Raport jest szczególnie niepokojący dla branży ubezpieczeniowej, która będzie musiała wypłacać więcej odszkodowań za szkody wywołane kataklizmami - zauważa thelocal.de

źródło o2

Tykające bomby zegarowe

Trujące gazy w powietrzu, paraliż komunikacji naziemnej i lotniczej, zawalenia budynków, a także krach w rolnictwie i gospodarce. Uczeni twierdzą, że scenariusz ten może ziścić się "w najbliższej przyszłości".

Wyobraźmy sobie erupcję wulkanu o tak destrukcyjnym potencjale, że zagraża ona istnieniu naszej cywilizacji. Choć brzmi to jak science–fiction, niewiele osób zdaje sobie sprawę, że na naszej planecie istnieją wulkany, które mogą stać się siewcami zagłady. Te tykające bomby zegarowe ukryte są głęboko pod powierzchnią, ale mogą rozpętać na Ziemi prawdziwe piekło i zmienić ją nie do poznania. Erupcja jednego z nich, która miała miejsce 75 tys. lat temu ograniczyła liczebność populacji ludzkiej do zaledwie kilkunastu tysięcy. Dziś z uśpienia budzą się kolejne superwulkany, a wśród nich Yellowstone, który może sprawić, że USA podzielą kiedyś los Pompejów.
Około 75 tysięcy lat temu na Sumatrze, w miejscu, gdzie dziś znajduje się jezioro Toba, doszło do eksplozji na niewyobrażalną skalę. Ilość lawy i innych uwolnionych materiałów była tam kilka tysięcy razy większa niż w przypadku wybuchu wulkanu St. Helen's z 1980 r., który miał siłę 20 tys. razy większą od bomby zrzuconej na Hiroszimę.

Niewiele brakowało, a superwulkan Toba doprowadziłby do unicestwienia ludzkości. Skutki wybuchu ograniczyły ówczesną populację homo sapiens do zaledwie kilkunastu tysięcy osobników, co odbiło się na naszej dalszej ewolucji. Kolejnym następstwem była globalna zima, która trwała przez prawie dekadę i niosła ze sobą chłód i głód. Nie był to jednak ewenement w historii świata - podobne erupcje mają miejsce średnio raz na ok. 50 tysięcy lat.

Gdyby taka katastrofa powtórzyła się dziś, trudno byłoby wyobrazić sobie jej wpływ na naszą cywilizację. W przygotowanym w 2005 r. przez grupę specjalistów raporcie pt. „Super-erupcje: Globalne efekty i przyszłe zagrożenia”, zawarta jest czarna wizja przyszłości. Jak czytamy: „Na Ziemi znajduje się wiele wulkanów, które grożą wybuchem na skalę znacznie większą od jakiejkolwiek innej erupcji znanej z historii ludzkości.”

Lawa i dostające się do atmosfery pyły to jednak nie wszystko. Ogromna erupcja uruchamia łańcuch kolejnych katastrof, takich jak tsunami czy „huragany” trujących gazów, które zabijają wszystko w promieniu wielu kilometrów. Jak piszą autorzy opracowania, skutki takiego kataklizmu, podobnie jak uderzenie komety czy asteroidy, mogą nieść ze sobą potencjalne zagrożenie dla istnienia ludzkiej cywilizacji. Choć ta ponura wizja nadaje się na scenariusz filmu katastroficznego, może kiedyś stać się rzeczywistością.

Istota superwulkanu

Tajemnicze twory mające w sobie tak niszczycielski potencjał nie przypominają klasycznych wulkanów. Superwulkany to gigantyczne komory magmy zlokalizowane kilka kilometrów pod powierzchnią ziemi. Zwykle są one niewidoczne, gdyż nie tworzą charakterystycznych stożków, a o ich obecności świadczą często gejzery, fumarole i gorące źródła. Eksplozja superwulkanu ma najwyższą wartość w tzw. indeksie eksplozywności wulkanicznej (VEI). Ilość uwalnianej lawy i materiałów piroklastycznych jest wówczas tysiąckrotnie większa niż w przypadku „zwyczajnych” erupcji.

Oprócz Toba i Yellowstone na świecie zidentyfikowano wiele innych superwulkanów, które zlokalizowane są głównie na terenie USA, Indonezji, Nowej Zelandii i Japonii. Większość z nich od tysięcy lat pozostaje w uśpieniu, a ostatni wybuch oznaczony „ósemką” w skali VEI miał miejsce dwadzieścia sześć wieków temu w Nowej Zelandii, gdzie ogromna erupcja spowodowała zapadnięcie się kilku kilometrów gruntu nad wulkanem Taupo.

Inne wulkany nadal czekają na swoje odkrycie. Co więcej, mogą one dać o sobie znać w sposób nieoczekiwany, lecz nie zawsze związane jest to z gigantyczną eksplozją. Erupcja może trwać latami i być względnie nieszkodliwa. W innych przypadkach magma zalegająca w komorze ulega zestaleniu, ale nieprzewidywalność zjawisk wulkanicznych sprawia, że naukowcy wolą dmuchać na „zimne”. Obecnie ich oczy skierowane są na dwa wulkany, Yellowstone i Long Valley, których wybuch może zdestabilizować, a według niektórych nawet zniszczyć USA.

Wulkan, który zniszczy USA

Wśród zapierających dech w piersiach pejzaży, źródeł i gejzerów Parku Yellowstone, który jest jednym z najbardziej niezwykłych miejsc na Ziemi, czai się śmiertelne zagrożenie dla Stanów Zjednoczonych – budzący się wulkan, który w przeszłości odpowiadał za zniszczenia na niewyobrażalną skalę. Jak twierdzą zajmujący się nim uczeni, erupcja Yellowstone oznaczałaby obecnie dewastację tysięcy kilometrów kwadratowych, na których zabite zostałoby wszystko, co żyje.

Przepadłby nie tylko sam park, ale i okoliczne miasta. Liczby potencjalnych ofiar nie da się oszacować, ale byłaby ona astronomiczna, biorąc pod uwagę śmiertelne żniwo znacznie mniejszych eksplozji.

Uczeni spoglądają na wulkan z rosnącym niepokojem - w ostatnich latach odnotowano w parku szereg wstrząsów sejsmicznych świadczących o jego aktywności. W 2009 r. w ciągu tygodnia zarejestrowano ich aż 500, zaś rok później doszło do kolejnej serii. Uczeni monitorują ruchy magmy pod Kalderą Yellowstone dzięki specjalnemu programowi obserwacyjnemu. Choć nie znają dokładnej daty erupcji, której spodziewają się „na dniach” dodają, że w przypadku powtórki wydarzeń sprzed pół miliona lat, skutki wybuchu mogą dać się odczuć w skali globalnej.


Do ponurej wizji następstw eksplozji superwulkanu, takich jak emisja do atmosfery trujących gazów, naukowcy dodają utrudnienia związane z akcją ratunkową, komunikacją naziemną i ruchem lotniczym. Destrukcyjne działanie pyłu uniemożliwiłoby pracę silników samochodowych oraz generatorów prądotwórczych. Co więcej, byłoby go tyle, że jego opad mógłby doprowadzić do zawalania się budynków. Po tym wszystkim czeka nas wulkaniczna zima, a z nią krach w rolnictwie i gospodarce. Uczeni twierdzą, że scenariusz ten może ziścić się w „najbliższej przyszłości”. Nieprzewidywalność zjawisk wulkanicznych sprawia jednak, że szacunki odnośnie kolejnej eksplozji Yellowstone są bardzo rozbieżne i spodziewana jest ona w przedziale od kilkunastu do nawet kilku tysięcy lat.

Śmiercionośne erupcje

Ogromne spustoszenia i liczbę ofiar liczoną w dziesiątkach tysięcy pociągały za sobą erupcje o znacznie mniejszej skali. Jedną z nich był wybuch wulkanu Tambora z 1815 r., który kosztował życie ok. 90 tys. ofiar. Licząca 7 stopni w skali VEI katastrofa poskutkowała także nastaniem „roku bez lata”. W 1816 r. majowy mróz zniszczył większość upraw w Europie i Ameryce Północnej, a czerwcowe burze śnieżne zdezorganizowały Kanadę.

Inna tragiczna erupcja, która miała miejsce w 1902 r. na Martynice zniszczyła doszczętnie miasto St. Pierre, które nigdy nie odzyskało już dawnej świetności. Wybuch wulkanu Pelee przeżył tylko więzień znajdujący się w miejskim lochu. W sumie życie straciło wówczas ok. 33 tys. ludzi – kilka tysięcy mniej niż w przypadku erupcji Krakatau z 1883 r. - wybuch rozerwał wtedy wyspę, na której się mieścił.

Najbardziej śmiercionośny charakter miała jednak erupcja islandzkiego wulkanu Laki, której skutki pociągnęły za sobą ok. 6 milionów ofiar. Erupcja Lakiego znajdującego się w pobliżu uaktywnionego niedawno Grímsvötna, trwała przez 8 miesięcy (między 1783 a 1784 r.) i dosłownie „zmorzyła głodem” Islandię. Trujący dwutlenek siarki sprawił, że na wyspie padło 50% zwierząt hodowlanych, a późniejsza klęska głodu kosztowała życie 1/4 Islandczyków. Konsekwencje erupcji były jednak bardziej dalekosiężne i spowodowały fale głodu w Europie, a także w Indiach i Japonii.

Zakłócenia w ruchu lotniczym, o których głośno było po erupcji wulkanu Eyjafjallajökul wydają się być błahym problemem w porównaniu ze skutkami wybuchu superwulkanu mogącymi zaburzyć rytm naszej cywilizacji, a nawet przyczynić się do jej poważnego kryzysu. Nie zawsze jednak pamiętamy o tragicznych lekcjach z przeszłości. Eksplozja z połowy drugiego tysiąclecia p.n.e. położyła kres cywilizacji minojskiej. Czy Yellowstone stanie się kiedyś początkiem końca współczesnego imperium, które, niczym Pompeje, przykryje wulkaniczny pył?

źródło: onet.pl

Koniec świata? A jednak zatrzęsło ziemią...

Wstrząsy przeszły przez całą kulę ziemską.
O godzinie 18 czasu lokalnego, czyli o 7 rano czasu polskiego, miała zatrząść się ziemia w Nowej Zelandii. To miał być początek końca świata. No, cóż, przepowiednia nie była zbyt dokładna: zatrzęsło się 31 minut później, na Wyspach Fidżi. Nowa Zelandia ocalała.
Wstrząsy miały siłę 4,9 stopnia w skali Richtera, a ich epicentrum znajdowało się 1305 km od Nowej Zelandii - informuje uk.ibtimes.com.
To jednak nie jedyne miejsce, gdzie zatrzęsła się dzisiaj ziemia. Idąc dalej tropem przepowiedni, na stronach National Earthquake Information Center znajdziemy listę, z której wynika, że wstrząsy odnotowano jeszcze w 11 innych miejscach.
Gdzie? Na wyspie Honsiu w Japoni - 4,6 st. , wyspie Hawaii na Hawajach - 3 st., Wyspach Salomona - 4,8 st., na Alasce - 2,8 st., na południu Panamy - 4,5 st., na Maui na Hawajach - 2,9 st., na granicy Peru i Ekwadoru - 4,6 st., na Wyspach Santa Barbara w Kalifornii - 3,7 st., w rejonie archipelagu Sandwich Południowy - 5,1 i 5,9 st. oraz na południu Alaski - 2,6 st. w skali Richtera.
Czy należy wiązać te wstrząsy z przepowiednią o końcu świata? Może pastor Harold Camping nam to kiedyś wyjaśni...
big_smile

109

(34 odpowiedzi, napisanych Koniec świata - Forum ogólne)

"Odłam Al-Kaidy zyskał fundusze na działania wojenne"


Bernard Squarcini, szef francuskiej agencji kontrwywiadu odpowiedzialnej również za działania antyterrorystyczne, uważa, że Aqmi - ramię Al-Kaidy działające w Maghrebie - zyskało fundusze, które pozwolą mu "znacznie przyspieszyć" działania wojenne.
Squarcini ocenia, że dzięki okupom wypłacanym za osoby porwane, lokalnym interesom i pieniądzom przysyłanym zza granicy przez zwolenników Aqmi organizacja ta posiada już prawdziwy "budżet wojenny".
W wywiadzie dla dziennika "Telegram", przytoczonym na stronach internetowych tygodnika "Le Point", szef DCRI powiedział, że dzięki tym nowym środkom na zbrojenia Aqmi mogła wyposażyć się ostatnio w "najnowszy sprzęt: broń, GPS, materiały do przekazywania informacji kodowanych, noktowizory, samochody".
Aqmi zrekrutowała też nowych członków i ma wszelkie środki, by podjąć teraz walkę "na wyższym biegu". Potencjalne cele to obywatele francuscy, przedsiębiorstwa oraz przedstawicielstwa Francji.
Szef kontrwywiadu podkreślił, że według danych DCRI "sieć wsparcia logistycznego" dla Aqmi nigdy nie została całkowicie przerwana.
Polityką Francji pozostanie niewypłacanie okupów terrorystom - przypomniał Squarcini.

źródło- PAP

Erupcja najaktywniejszego wulkanu w Islandii
dzisiaj, 00:06
RZ / PAP
Islandzkie Biuro Meteorologiczne potwierdziło, że rozpoczęła się erupcja najaktywniejszego wulkanu w tym kraju. Zdaniem naukowców Grimsvotn - bo tak się nazywa - najprawdopodobniej nie spowoduje zakłóceń w międzynarodowej komunikacji lotniczej.

Nad kraterem unosi się chmura na wysokość 19 km, widoczna w wielu częściach Islandii. Najprawdopodobniej to para wodna powstała przy topnieniu lodowca - powiedział agencji dpa geolog Hjorleifur Sveinbjornsson.

Grimsvotn jest położony u stóp niezamieszkanego lodowca Vatnajokull na południowym wschodzie Islandii. Wybuchowi wulkanu towarzyszyło kilka nieznacznych wstrząsów.


Lot obserwacyjny pozwolił stwierdzić obecność niewielkich ilości pyłu w promieniu 7 km od wulkanu. Przy przeważającym kierunku wiatru chmura pyłu będzie się prawdopodobnie przesuwać przede wszystkim nad Skandynawię, omijając resztę Europy - podało Biuro Meteorologiczne.

Jak podała dpa, w promieniu ok. 200 km (wg AP - 220 km) od wulkanu profilaktycznie utworzono strefę zakazu lotów. To standardowa procedura podczas erupcji wulkanu - uspokaja firma Isavia, islandzki operator lotnisk i systemów nawigacji lotniczej.

Ostatni wybuch Grimsvotna nastąpił w 2004 roku. I tym razem naukowcy spodziewają się erupcji na niewielką skalę. Ich zdaniem nie wywoła ona chaosu w komunikacji lotniczej.

W kwietniu 2010 roku wypluwający popiół wulkan Eyjafjoell sparaliżował ruch lotniczy. W większości krajów na północy Europy samoloty nie startowały przez pięć dni, a miliony pasażerów były zmuszone koczować na lotniskach.

Islandia należy do grupy krajów o największej aktywności sejsmicznej na świecie. Erupcje wulkanów często prowadzą do lokalnych podtopień spowodowanych wodą z topniejących lodowców.

111

(1 odpowiedzi, napisanych Hyde park)

18 07 - 94 gości ! ! !
będzie 100-etka ?

112

(1 odpowiedzi, napisanych Hyde park)

84 gości.  big_smile

Dla mnie ta data , jak każda "precyzyjna" jest bzdurą.  jednak od niedzieli, kiedy to pierwszy raz podano niusa w telewizji publicznej niesamowicie wzrosła frekwencaj na naszym forum oraz frekwencja w marketach...
obserwuję od dwóch dni wzrost zakupów "hurtowych" - zgrzewki, kartony i i nne opakowania zbiorcze.
Okazuje się, że naród jednak lubi dmuchać na zimne... wink

Nie tylko Polska przygotowuje się do roku 2012. Jednak inne kraje przygotowują się do tej daty w zupełnie inny sposób. Zamiast budować stadiony, budują podziemne schrony, bazy, bunkry i podziemne kompleksy mieszkalne.



Rosja. Rosjanie ogłosili, że do 2012 roku pod Moskwą zbudowanych zostanie 5 tys. bunkrów, które mają ochronić populację rosyjskiej stolicy na wypadek wojny nuklearnej. Jak poinformowała telewizja Russia Today, moskiewskie władze ogłosiły, że w ciągu kolejnych dwóch lat planują wybudować 5 tys. nowych schronów atomowych, które mogłyby pomieścić znaczną część mieszkańców Moskwy w wypadku ataku nuklearnego.


Dziennik "New York Times" zdobył raport CIA na temat strategii obrony nuklearnej Rosji, w którym donoszono, że w górze Yamantau na Uralu trwa ogromna budowa - 30 tys. robotników drąży skały na powierzchni równej Waszyngtonowi. Dopiero niedawno Rosjanie przyznali, że budują główne centrum dowodzenia. Będzie to najnowocześniejszy bunkier na świecie.
Podziemny kompleks wykuty w skałach góry Yamantau na terenie Republiki Baszkortastan (Baszkirii) o powierzchni 1000 km2, może pomieścić 60 tys. osób, wraz z niezbędnymi zapasami żywności i wody. Zainstalowano tu także specjalny system filtracyjny, który zabezpiecza przed atakiem nuklearnym, chemicznym i biologicznym. Do Yamantau prowadzą specjalnie wybudowane trasy kolejowe. Bunkier podzielony jest na kilka sektorów.
Górski kompleks Yamantau znajduje się 2 tys. km od Moskwy.

W Moskwie schrony znajdują się również pod budynkiem, który był siedzibą komitetu centralnego partii komunistycznej, a także pod Ministerstwem Obrony i Łubianką. Niektóre znajdują się kilkaset metrów pod ziemią. Można się z nich przedostać podziemną kolejką do bunkrów w Woronowie, Szerapowie lub na lotnisko Wnukowo, skąd najważniejsze osoby w państwie są ewakuowane do Yamantau.

Jest to już drugi tak potężny wojskowy, wykuty w skałach kompleks zlokalizowany na Uralu, pierwszym jest rosyjskie centrum kontroli ACBM ICBM NORAD pod Kosvinskim Kamniem zlokalizowane 80 km na zachód od Sierowa na północnym Uralu.

http://www.viewzone.com/yamantau.html
http://www.globalsecurity.org/wmd/world … mantau.htm

Wielka Brytania. Dziennik Manchester Evening News, donosi w artykule z 29 stycznia 2010 o przeniesieniu niemal miliona egzemplarzy książek, w tym wiele manuskryptów, wywodzących się z XV wieku, z manchesterskiej Biblioteki, głęboko pod ziemię, do nieczynnej kopalni soli w Cheshire.
Oficjalnym powodem tej potężnej operacji jest remont Biblioteki, który ma potrwać, uwaga...do 2013 roku.
Szyby i sztolnie kopalni w Cheshire, mają powierzchnię 700 boisk piłkarskich i według specjalistów stanowią idealne środowisko dla składowania bezcennych woluminów.
Informacje o podobnych operacjach docierają także z innych części świata.

Holandia. W Holandii od 2007 roku budowane jest podziemne repozytorium (rodzaj archiwum), które pomieścić ma zbiory Biblioteki Uniwersyteckiej w Gent. Trzy klimatyzowane, podziemne kondygnacje zapewnić mają możliwość składowania 40 km bieżących woluminów. Kolejny projekt modernizacyjny, któremu można tylko przyklasnąć ale i zastanowić się nad zbieżnością dat. Podziemne archiwum ma być, bowiem gotowe do składowania na początku 2011 roku a w pełni oddane do użytku w 2013 roku.

USA. Wiosna 2011 to kolejna data wyznaczająca tym razem, otwarcie budowanej w Chicago, biblioteki uniwersyteckiej.
Tu podziemna hala, w której składowane mają być zbiory, znajduje się 60 metrów pod ziemią, a całość przykryta jest potężną szklaną kopułą. Pomieszczenie wyposażone ma być we wszystkie możliwe systemy przeciwpożarowe, klimatyzacyjne a także drenażowe. Oprócz tego zastosowano zabezpieczenia w postaci systemu pomp i systemu zasilania awaryjnego a także nowoczesnego systemu HVAC, czuwającego nad utrzymaniem stałej wilgotności na poziomie 45%.



Czeska Praga. Tu także powstaje nowa Biblioteka Narodowa Republiki Czeskiej, zaprojektowana przez Jana Kaplicky. Wypadałoby powiedzieć nowy gmach, ale trudno używać tego określenia do czegoś, co bardziej przypomina bunkier. Wprawdzie jego część wystaje nad ziemię i mieścić ma czytelnie, ale wszystkie książki składowane mają być pod ziemią, skąd na powierzchnię w razie potrzeby transportowane będą za pomocą specjalnego automatycznego systemu, dostarczającego żądaną książkę w czasie 5 minut. Oczywiście najbardziej ciekawą informacją jest data ukończenia projektu. Chyba już nikt nie będzie zaskoczony, że jest nią rok 2011.

Drugi Pekin. Jeden z największych bunkrów na świecie znajduje się pod Pekinem. Ma prawie 4 tys. km korytarzy i ponad 70 tys. km podziemnych dróg dojazdowych. Przez wiele z nich mógłby swobodnie przejechać czołg. System schronów nazywany jest Podziemnym Wielkim Murem. Wierchuszka chińskich komunistów ma oczywiście do dyspozycji własny schron, umieszczony o wiele głębiej niż schrony dla zwykłych obywateli. Wyposażono go w niezależny system zasilania i łączności. Można z niego sterować głowicami nuklearnymi oraz chińskimi satelitami.

Niemcy. Nasi zachodni sąsiedzi budują schrony jak za czasów zimnej wojny.
Niemiecki resort  Zobowiązał koleje Deutsche Bahn do budowy 40 podziemnych schronów, które będą siedzibami zarządzania kryzysowego.
Pomieszczenia pod dworcami mają ułatwić akcję ratunkową w czasie terrorystycznych czy klęsk żywiołowych.
Nowe schrony powstaną w Berlinie, Dreźnie oraz Lipsku. Remonty przejdzie też 37 starych bunkrów z czasów Zimnej Wojny - znów będą wyposażone w najnowszy sprzęt - donosi "Der Spiegel".
Ich konstrukcja jest w dobrym stanie, a ściany są tak grube, że nawet po zniszczeniu dworca pod ziemią nadal będą pracować zarządzający akcjami ratunkowymi. Wstępnie szacuje się, że modernizacja każdego ze schronów kosztować może ok. 100 tys. euro.

Norwegia. Norwedzy zbudowali nowoczesny magazyn nasion. Jest to podziemny bunkier, którego celem  jest ochrona zgromadzonych zapasów w razie wybuchu konfliktu nuklearnego, zmian klimatycznych, klęski żywiołowej, lub kataklizmu. Globalny Bank Nasion jest inwestycją rządu Norwegii, oraz innych państw, jak Wielkiej Brytanii, Australii, Niemczech, oraz USA. Na liście darczyńców znaleźli się również inwestorzy prywatni: Fundacja Billa i Melindy Gatesów, Fundacja Rockefelera, Fundacja Syngenta i Firma Monsato.
Budowę Banku Nasion rozpoczęto w czerwcu 2006 roku. Podziemny skarbiec wybudowano we wnętrzu granitowej góry na norweskiej wyspie Spitsbergen. Skarbiec znajduje się 130 metrów nad poziomem morza. W schronie jest  minus 18 stopni. To optymalna temperatura do przechowywania nasion.
Oficjalne otwarcie nastąpiło w lutym 2008 roku, wśród uczestników znaleźli się Przewodniczący Komisji Europejskiej Jose Manuel Barroso oraz dyrektor generalny ONZ do spraw Wyżywienia i Rolnictwa.




Jednak okazuje się ,że bunkier w Norwegii nie jest tylko upchany nasionami, ale od stycznia do marca 2010 roku był sukcesywnie wypełniany zapasami żywności. To właśnie wypełnianie żywnością, kilkaset ton zapasów, zwróciło uwagę ciekawskich obserwatorów.




Bardzo ciekawą postacią, która wiele wnosi do tego wątku, jest Phil Schneider. W udzielonych wywiadach, odsłania częściowo kulisy podziemnych, tajnych baz, podziemnych kompleksów mieszkalnych i bunkrów.

Phil Schneider przez 17 lat pracował w tajnych projektach (ang. 'black budget projects'), był inżynierem - geologiem, jest współ wynalazcą obecnie półjawnej (stosowanej w przemyśle) superszybkiej metody drążenia tuneli przy użyciu kombinacji maser-laser. Był specjalistą od materiałów wybuchowych i jest również współ twórcą kształtowanego kierunkowo wyburzenia - zajmował się wysadzaniem skał, całych poziomów na podziemne piętra, co przeprowadza się w sekwencji: detonacje -> cztery dziury -> detonacje -> cały pierścień w poziomie gotowy. Pracował przy budowie 14 podziemnych baz dla USA / NATO / ONZ, które oficjalnie po dziś dzień nie istnieją - choć filmy o nich emitowane są już czasem w osiedlowych kablówkach.

Pracując w tajnych projektach Phil Schneider przez lata myślał, że oddaje światu przysługę - tymczasem okazało się, że podziemne bazy są przygotowywane na wprowadzenie stanu wojennego na powierzchni.  Kiedy powiedział że odchodzi z pracy, został z miejsca aresztowany.

Podziemne bazy znajdują się przeciętnie na głębokości 5 tys. stóp i są umiejscowione w strategicznych lokalizacjach. W każdym stanie USA znajdują się co najmniej 2 tajne podziemne bazy.

W USA znajduje się 131 tajnych podziemnych baz, a na całym świecie jest ich 1477. Podziemne bazy na terenie USA mogą pomieścić 106 mln ludzi i zapasy żywności dla nich na 2 lata. Koszt budowy jednej wynosi 17-31 miliardów dolarów. Czas wykonania kiedyś wahał się od roku do dwóch lat, ale obecnie powstaje ich już kilka rocznie.

Używane przez wojsko maszyny drążące pod ziemią tunele nie wybierają gruntu lecz topią go na miejscu. Skała jest dosłownie topiona lub proszkowana przy użyciu specjalnej kombinacji lasera i masera i pozostałości skały pod spodem zapewniają pokrycie rodzajem natychmiastowej glazury z agatu, utwardzając nim ściany. Nowe technologie prezentowane opinii publicznej na powierzchni to przestarzałe technologie wojskowe. Żadna inna osoba posiadająca uprawnienia klauzuli tajności "Rhyolite 38" nie wypowiada się publicznie, w ogóle niewiele osób ma dostęp do tego poziomu informacji.

W jednej podziemnej bazie może pracować od 1800 do 20 tys. ludzi; "czarny budżet" pochłania ponad 500 mld dol. rocznie, pieniądze pochodzą m.in. z handlu narkotykami oraz innych szemranych operacji w krajach Trzeciego Świata, takich jak np. Panama; przychody generuje także rafinacja rzadkich minerałów;

W USA wszystkie bazy są połączone podziemną siecią kolejową dla pociągów osiągających prędkość 2 Machów w lewitacji na wysokości 3/4 cala ponad pojedynczą szyną - ta technologia nie jest dostępna na powierzchni. Pociągi pokonują całe Stany od wybrzeża do wybrzeża w półtorej godziny. Wagony więzienne do podziemnych pociągów wykonuje aż 11 różnych wielkich firm-kontraktorów, gdyż skala przedsięwzięcia obliczona jest na transport 15 mln ludzi. Inny znajomy mówił mu, że dostali w firmie zamówienie od rządu USA na 100 000 wagonów do podziemnych pociągów, po 30 par kajdanek w każdym, napis na wagonach: "Transport więźniów ONZ". Phil Schneider zwracał uwagę na przygotowywanie przez amerykańskie władze pod ziemią sporej liczby miejsc dla internowanych.

Objętość jednej bazy wynosi średnio 4,25 mil sześciennych, głębokość to 5700 stóp pod ziemią. Podziemne bazy istnieją także m.in. w Kanadzie i na północy Meksyku, a ostatnio rekordowych rozmiarów budowę pod egidą ONZ zlokalizowano w Szwecji - czas wykonania 5 lat, objętość 30 mil sześciennych, koszt 2 biliony dolarów.

Opinię publiczną okłamuje się bez pardonu, w kręgach władzy uważa za głupią, czy wręcz za debili (ang. 'morons').

NWO (Nowy Porządek Świata) to zasadniczo to samo, co knowania obcych. Globalny rząd to też to samo, jeden i ten sam projekt. Architekci Nowego Porządku Świata przyjmują rozkazy od Szarych.

Phil Schneider twierdzi, że podziemne bazy, w dużym stopniu,  zostaną wykorzystane jako więzienia i obozy pracy.
Projekt Camelot otrzymał wstrząsający list od jednego z norweskich polityków mówiący o przygotowaniach do nadchodzącego kataklizmu, który ma zdarzyć się w ciągu najbliższych kilku lat. Jak dodaje informator, wszystko związane jest z nadchodzącym zagrożeniem z kosmosu, którego istnienie ukrywane jest przed światową społecznością. W tym celu buduje się specjalne bazy - "arki przetrwania". Gorąco polecamy!

Osoba, o której mowa, przekazała "Projektowi Camelot" liczne fotografie, na których widnieje obok takich postaci, jak premier Norwegii czy Benazir Bhutto. "Jesteśmy pewni kilku rzeczy, jednak nie możemy ujawnić jego nazwiska czy fotografii bez pozwolenia" - twierdzą.

Lektura tego tekstu z pewnością może okazać się szokująca. Powstaną także pytania odnośnie wiarygodności informatora i jego zamiarów. "Projekt Camelot" mówi o tym następująco: "Zrobiliśmy wszystko, aby potwierdzić jego personalia i autentyczność. Jesteśmy przekonani, że jest on tym, za kogo się podaje".

Kilka rozmów z informatorem odbył Leo Zagami. Dowiedział się on o rzekomych pogróżkach, jakie miał otrzymać polityk i jego rodzina. Oświadczył on także, że choć cała sprawa związana z ewakuacją pod ziemię jest prawdą, wciąż stara on się dociec możliwych przyczyn tego, co ma nastąpić. Rozważa też inne scenariusze poza pojawieniem się Planety X.

Jak dowiadujemy się ze stron "Projektu Camelot", istnienie podziemnych kompleksów, o których mówi polityk, potwierdzili inni informatorzy. Jesteśmy pewni, iż sprawa ta nie pozostanie w miejscu i nie da początku kolejnej legendzie związanej z rokiem 2012.

Poniżej zaprezentowana zostanie treść korespondencji między informatorem a "Projektem Camelot". Zawiera ona informacje odnośnie sekretnego rządowego planu ewakuacji, a także opis jednej z podobnych baz wyposażonych w zaawansowany sprzęt. Polityk opowiada także wcześniejszą historię związaną z wyprawą do jednego z takich kompleksów. Po zaangażowaniu się w życie polityczne zaczął dociekać o nich prawdy, która okazała się niezwykle mroczna.

PIERWSZY LIST

Jestem norweskim politykiem. Chciałbym oświadczyć, że czekają nas trudne czasy w latach 2008 - 2012.

Norweski rząd buduje coraz więcej podziemnych baz i bunkrów. Pytani o to mówią, iż chodzi o bezpieczeństwo Norwegów. Kiedy prosiłem o informacje dowiedziałem się, że mają zostać skończone "przed 2011".
To samo dzieje się w przypadku Izraela i kilku innych krajów.

Dowodem na to co mówię są fotografie, które wysyłam z premierem i ministrami, z którymi się spotykam i których znam. Wszyscy o tym wiedzą, ale nie chcą alarmować społeczeństwa, gdyż mogłoby to wywołać masową panikę.

Nadciąga Planeta X, a Norwegia zaczęła składowanie pożywienia i nasion w regionie Svalbardu, W Arktyce z pomocą USA i Unii Europejskiej oraz w całym kraju. Pozwolą oni na ratunek tylko tym, którzy są w elicie rządzącej i tym, którzy mogą odbudować wszystko od nowa, tj. lekarzom, naukowcom itd.

Jeśli chodzi o mnie, wiem już, że przed 2012 mam udać się w okolice Mosjøen, gdzie znajduje się podziemna baza. Tam jesteśmy podzieleni na sektory - czerwony, niebieski i zielony.



Baza w Soerreisa.

Ludzie, którzy pozostawieni zostaną na powierzchni wraz z innymi będą umierać i nie otrzymają jakiejkolwiek pomocy. Plan przewiduje, że zapewni się schronienie dwóm milionom Norwegów. Reszta skazana jest na śmierć. Oznacza to, że 2.600.000 osób pozostawi się bez pomocy znikąd.

Wszystkie sektory i "arki" połączone są ze sobą tunelami i trakcją pozwalającą na przemieszczanie między nimi. Wszystko to po to, aby miały ze sobą kontakt. Ograniczają je tylko ogromne wrota, zaś sektory nie są w żaden sposób połączone.

Jestem bardzo smutny. Często narzekamy z innymi, iż wiele osób dowie się o tym zbyt późno, kiedy wszystko będzie już dla nich skończone. Rząd okłamuje ludzi od 1983 roku. Wiedzą o tym wszyscy norwescy politycy, ale nikt nie odważy się powiedzieć o tym obywatelom. Boją się bowiem, iż również skazani zostaną na śmierć i mogą nie zdążyć do pociągów NOAH 12, które zabiorą ich do "azylu", gdzie będą bezpieczni.

Jeśli powiedzą o tym wszystkim, będą martwi. Ale sam już nie dbam o to, co się ze mną stanie. Człowiek musi przetrwać jako gatunek. Ludzie muszą o tym wiedzieć.

Wszystkie rządy świata są tego świadome. Tym, którzy będą się mogli uratować sami doradzić mogę, aby szukali wysoko położonych miejsc i jaskiń, gdzie znajdzie się miejsce na zapasy żywności i wody wystarczające na co najmniej 5 lat. Jeśli wasz budżet na to pozwala, można zaopatrzyć się także w środki, które niwelować mogą skutki promieniowania i biokombinezony.

Po raz ostatni poprosiłem o pomoc Boga, ale on tego nie uczyni, dobrze wiem. Tylko działanie nas wszystkich i każdego z osobna może coś zmienić. Proszę, obudźcie się!

Mogłem napisać do was pod innym nazwiskiem, ale niczego się już nie boję. Kiedy wie się o niektórych sprawach, człowiek staje się bardziej silny i nic nie może zaszkodzić, kiedy wie się, iż koniec jest już bliski.

Zapewniam was, że to wszystko wydarzy się na pewno. Pozostały cztery lata, aby przygotować się na dzień ostateczny. Szukajcie broni i organizujcie grupy przetrwania, a także miejsca, gdzie będziecie bezpieczni.

Pytajcie mnie o wszystko. Ja postaram się powiedzieć wszystko, co wiem o związkach norweskiego rządu z tą sprawą. Rozejrzyjcie się też - wszędzie buduje się podziemne bazy i bunkry. Otwórzcie oczy. Zapytajcie rządy, co budują, a otrzymacie odpowiedź: "To tylko magazyny żywności" itp. Zwodzą was swoimi kłamstwami.

Istnieją też ślady obecności istot pozaziemskich. Często zauważam też, że norweska elita polityczna nie jest tym, za co się ją uważa. Wydaje się, że kontroluje się ich każdą myśl - to jakby wykonywanie poleconych zadań. Jasne jest dla mnie kim są i kim nie są. Można to odczytać z ich oczu i umysłów.

Należy pamiętać, że ci, którzy zamieszkują miasta i obszary podmiejskie są tymi, których katastrofa i śmierć dosięgnie na samym początku. Tymi, co przeżyją zajmie się wojsko, które otrzymało rozkaz zastrzelenia każdego, kto będzie stawiał opór przed umieszczeniem w obozie, w którym każdy oznaczony zostanie numerkiem i znaczkiem.

Zauważyłem, że na waszej stronie jest mowa o Benazir Bhutto. Jej śmierć była tragedią. Spotkałem się z nią, jak widać z fotografii. Możecie znaleźć także w nich dowód na to, że spotykałem się z wieloma liczącymi się politykami i światowymi przywódcami.

Społeczeństwo nie dowie się niczego, aż do samego końca, bowiem rząd nie chce rozpętania się masowej paniki. Wszystko zdarzy się po cichu, zaś rząd po prostu zniknie.

Powtarzam jednak, aby nie brnąć w ten mrok. Zabezpieczcie siebie i swe rodziny. Gromadźcie się i pracujcie razem w rozwiązywaniu problemów, przed którymi przyjdzie wam stanąć.

LIST DRUGI

"Projekt Camelot" od razu odpowiedział na list polityka, nie stroniąc od pytań, do których zadania zachęcał on w swym liście.

Byłem w kilku podziemnych bazach. Używaliśmy pojazdów szynowych do przemieszczania się. Pokazano je tylko kilku wybranym osobom. Wiedzą to wszyscy obracający się w kręgach elit.

Mam dowód na to, o czym mówię. Ufam moim informatorom na sto procent, ale boją się oni mówić cokolwiek. Ludzie obawiają się bowiem o swe życie. Chcę także, aby ludzie wiedzieli, że nadciąga prawdziwe piekło. Nie boję się już śmierci ani niczego innego.

Wie o tym cała norweska elita polityczna. Jej członkowie również zdają sobie sprawę z tego, że jeśli powiedzą cokolwiek, odsunie się ich od stanowisk i zabroni dostępu do podziemnych baz, kiedy nadejdzie oczekiwany moment.

Pociągi NOAH 12 stanowią środek transportu między podziemnymi kompleksami. Używane są głównie przez wojsko i przez nie kontrolowane. W każdej bazie znajdują się pomarańczowe trójkątne symbole. Kontrola, przez którą przechodzi każdy, odbywa się na zasadzie pola energetycznego.

Myślę tylko o przyszłości moich dzieci, a także innych, którym przyjdzie dorastać w nowym świecie. Musimy spowodować, aby zapamiętały to, co zrobili dla nich rodzice, przekazując np. informacje o tym co nieuniknione wszystkim znajomym.

Siv Jensen - przewodnicząca Partii Postępu (FrP)


W 2009 roku powstanie rząd Partii Postępu (FrP) a premierem zostanie Siv Jensen. To już wiadomo. Ważne jest, aby to zrozumieć. Wybory są fałszowane, aby za każdym razem w elicie władzy znajdowały się te same osoby. Wystarczy spojrzeć na polityczną historię kraju i przyjrzeć się osobom, które rządzą nim teraz.

Proszę, podzielcie się tą informacją ze wszystkimi. Kiedy nadejdzie czas, ludzie będą mogli przeżyć, gdyż wcześniej dowiedzieli się o tym.

Nie będę miał z tego nic, poza problemami. Ale podkreślam - nie mam na celu oszukiwania kogokolwiek. Robię to tylko po to, aby ukazać, co ma stać się w moim kraju i aby niektórzy mogli to przeżyć.

LIST TRZECI

Po otrzymaniu odpowiedzi, kierujący "Projektem Camelot" zadali kilka następnych pytań, które przyniosły nie mniej niż poprzednio intrygujące odpowiedzi. Oznaczone symbolem "*" paragrafy składają się z informacji uzyskiwanych w dalszym toku korespondencji.

Kiedy byłem w wojsku, służyłem w (nazwa jednostki). W pewnym momencie otrzymałem zadanie przetransportowania czegoś z jednej bazy do drugiej.
Powiedziano nam: "Nie zadawajcie pytań. Róbcie swoje". Kiedy znaleźliśmy się poza granicami bazy, ciężarówki zabrały nas do miejsca, gdzie znajdowały się wielkie wrota silnie strzeżone przez żołnierzy. Tak przynajmniej się zdawało, choć mieli oni na sobie inne mundury - pomarańczowe i czarne z widocznymi znakami. Ci w pomarańczowych ubraniach mieli złoty, a osoby w czarnych zielony trójkąt.

* Jeśli dobrze pamiętam, to trójkąt ten był odwrócony - jak odwrócona do góry nogami piramida. W jego środku znajdował się jakiś dziwny znak. Przypominał mi literę "E", jednak tworzące ją kreski nie były połączone, jak w literze. Nie przypominało to litery występującej w znanym mi języku, albo której znaczenie mógłbym odczytać.

* Znaki, jeśli dobrze pamiętam, nie znajdowały się na ramionach, ponieważ widziałem je dokładnie. Były po lewej stronie czarnych mundurów, tuż nad piersiami. Nie były to aż tak duże znaki. Miały wielkość zwykłych naszywek, nie mniej jednak było je widać wyraźnie.

Przeszliśmy przez wielkie drzwi. Nie wiedziałem wówczas, co to i trochę się bałem. Było to coś rodem z filmów science-fiction. Tak zaczęła się moja pierwsza wizyta w tego typu bazie.



Jeden z norweskich czytelników przesłał Projektowi Camelot satelitarne zdjęcia dwóch podobnych obiektów - Banheia i Gimlemoen. Baza w Bahaeia znajduje się wewnątrz góry. Gimlemoen zamknięto i obecnie służy ona jako kampus uniwersytecki, choć część podziemnego kompleksu nadal istnieje. Informator dodaje, iż sam jako dziecko odwiedzał ją razem z matką, która tam pracowała. Kobieta nie chciała rozmawiać na temat bazy w Banheia.

Kiedy pokonaliśmy długi na 500 m tunel, czekali na nas uzbrojeni żołnierze, którzy mieli nas transportować. Podzielono nas na grupy. Jedna poszła w swoją stronę, zaś mnie poproszono, aby udać się razem z żołnierzami w czarnych mundurach, którzy mieli nas gdzieś zaprowadzić. Kiedy dotarliśmy do miejsca powiedziano nam, aby "dla własnego bezpieczeństwa" założyć maski.

Zastanawiałem się nad tym, czy będąc w środku podziemnego kompleksu nie jesteśmy dostatecznie chronieni?

Poproszono nas potem, abyśmy weszli do wagonu. Wiem o nich, że napędzane są specjalnym rodzajem energii pochodzącej z kryształu, a przynajmniej tak się wydawało. Kiedy siedzieliśmy w wagonach zapytałem jednego ze strażników:

- Co to jest?

- Nie musi pan wiedzieć, co to - odparł.

* Z przodu, gdzie znajdował się operator był boks z oknem. Przed ruszeniem widać było wielkie fioletowo-niebieskie kryształy emitujące światło w tym samym kolorze. Nie było ono zbyt jaskrawe, ale miło się je obserwowało. Nie widziałem nigdy podobnego światła ani kryształów. Uznałem to wówczas za źródło energii.

* Następnie w bazie ujrzałem ludzi pracujących z tymi kryształami. Były większe niż te w pojazdach szynowych. Miały ok. metra długości i były ze sobą połączone. Były one niebiesko-purpurowe, w czasie gdy światło, które emitowały było w rzeczywistości bardziej niebieskie i miało mocniejszy kolor. Ludzie pracujący z nimi mieli na sobie białe maski i gogle. Kiedy pojawiało się w nich światło, odsuwali się. Znaleźliśmy się w odległości ok. 20 m od nich, ale na słowa "ruszać się", oddaliliśmy się szybko.

* Uważam, że owa energetyczna kontrola przy wejściu do baz również oparta jest na kryształach, ponieważ widać tam ten sam rodzaj światła - tak przynajmniej mi się wydaje. Jeśli przypomnę sobie więcej, powiem wam o tym.

Widziałem system przypominający metro. Inne pojazdy poruszały się tak szybko, że ledwie można było je dostrzec. Myślę, że to system próżniowy, gdzie nie potrzeba ciągników.

* Główny wagon, albo część transportowa mierzyła ok. 12 m długości, była zaostrzona z przodu i z tyłu i miała miejsca siedzące dla 10 pasażerów i "maszynisty". Można było nią jeździć w obie strony i nie trzeba było obracać pojazdu. Prędkość, z którą pojazd się poruszał była ogromna. Miałem mdłości po podróży nim.

* Była taka przestrzeń na bagaż, choć niewielka. Wokoło znajdowało się wiele tego typu pojazdów i jak się zdawało poruszały się one niczym błysk światła. W czasie jazdy lepiej było się koncentrować na swoim układzie pokarmowym.

Potem, kiedy dostałem się do polityki dowiedziałem się, co znajduje się w dalszej części tej bazy i jakie jest jej zadanie, o czym już wam powiedziałem. Wiem dobrze, że nie widziałem nigdy czegoś podobnego do owych pojazdów. Kiedy dotarliśmy na końcową stację było mi niedobrze. Jak pamiętam, inne osoby reagowały podobnie. Jeden ze strażników oświadczył, że wszyscy przechodzimy przez to po raz pierwszy.

Gdy wysiedliśmy rozdano nam okulary i poproszono o poddanie się kontroli. Wydawało się to dziwne.

Wszędzie znajdowali się żołnierze i widać było broń. Pomyślałem sobie wtedy, że znalazłem się w niewłaściwym miejscu. Bałem się.

Przeszliśmy potem przez to energetyczne pole i znaleźliśmy się w kolejnym pomieszczeniu. Na bocznej ścianie znajdował się ekran, z którego dobiegł głos: "człowiek - nie człowiek, czysty - nie czysty".

- Czy są tu owi "nie-ludzie"? - pomyślałem wtedy.

* Po kontroli ukazał się ten ekran, o którym wspominałem. Były na nim dziwne symbole. Nigdy podobnych nie spotkałem. Pod nim znajdował się inny symbol przypominający "E". Mówiłem już o tym. Jedyną rzeczą, którą mogłem przeczytać było właśnie "człowiek - nieczłowiek" itp.

Strażnik zatrzymał się i polecił zmienić ubrania. Potem poszliśmy dalej. Myślałem, że miejsce to musi być ogromne. Przemierzyliśmy dziesiątki kilometrów kolejką, a to nadal nie ma końca.

Zabrano nas do windy, którą zjechaliśmy w dół. Tak mi się wówczas zdawało. Winda poruszała się na boki przez ok. trzy minuty. Nie wiedziałem wówczas, która godzina i nie sposób było się tego dowiedzieć. W czasie kontroli zabrano nam wszystko.

* Po podróży windą ujrzałem symbol, który przypominał słuchawki (lub omega). Był odwrócony.

Po wykonanym zadaniu uważałem, że świat dla mnie nie jest już taki sam. Upewniłem się także, że ukrywa się wiele faktów. Zasmuciło mnie to, a jednocześnie przeraziło.

Po tym, jak zostałem politykiem, zacząłem poszukiwać więcej odpowiedzi. Dowiedziałem się wówczas, iż bazy stanowią swego rodzaju Arki dla rządu, niektórych obywateli i wojskowych. Zbliża się zewnętrzne niebezpieczeństwo, które czeka nas w 2012 r., a rodzaj ludzki musi przetrwać.

Rząd wie dokładnie o Planecie X i ukrywa te informacje. Obiekt ten śledzony jest od dawna. Teraz otrzymujemy od USA pierwsze ostrzeżenia.

Wiem o istnieniu 18 baz na terenie Norwegii. Nie wiem wiele o naturze zagrożeń, ponieważ nie jestem naukowcem. Wiem jednak, iż przed 2012 rokiem rządy państw skryją się w budowanych od kilku dziesięcioleci bunkrach.

Jeśli tak się dzieje, na powierzchni Ziemi dojdzie do wielu problemów. Tyle wiem. To dlatego schodzą pod ziemię.

Jeśli dojdzie do zapowiadanych wydarzeń, co najmniej pięć lat wystarczy, aby wyjść z nich cało. Kiedy uzna się, że sytuacja jest na tyle bezpieczna, nastąpi powrót na powierzchnie i odbudowa. Powiedziano nam tylko, że mamy zniknąć przed 2012 r. i że w kosmosie pojawia się coś, co spowoduje wielkie zniszczenia.

* Nie wiem, czy chodzi o zagrożenie związane ze Słońcem. Nie znam się zbyt dobrze na tego typu rzeczach. Przekazuję tylko to, co zostało mi powiedziane. Nic dodać, nic ująć.

Nie mam powodów, aby zmyślać lub siać panikę. Chcę jedynie powiedzieć ludziom, co nadchodzi i zrobić co tylko mogę z mojej strony.

Na tym świecie istnieją rzeczy i zjawiska, o których nie mówi się obywatelom. Wszystko to mogę podsumować w tych słowach: bądźcie gotowi i miejcie wiarę w siebie. Ze strony rządu nie będzie pomocy. Ufajcie tylko sobie.

źródło: projectcamelot.org

"Rosyjscy miliarderzy masowo kupują drogie bunkry. Chcą się w ten sposób przygotować na zapowiadany przez wielu potężny kataklizm, który nawiedzić ma ziemię 21 grudnia 2012 roku. Niektórzy twierdzą nawet, że wtedy nadejdzie koniec świata - donosi newsru.com.
Cena bunkrów, które budowane są według technologii stosowanej w rosyjskiej armii, sięga 400 tys. dolarów. Firma, która je sprzedaje zapewnia klientów, że żelbetonowa konstrukcja jest w stanie przetrwać atak terrorystyczny oraz wszelki klęski żywiołowe.
Bunkry mają powierzchnię od 35 do 150 metrów kwadratowych i mogą być urządzone tak, jak zażyczy sobie nabywca. Może się tam znaleźć sauna, sala konferencyjna, a nawet pomieszczenia o określonej wilgotności, które ochronią cenne obrazy.
Także w USA zainteresowanie takimi budowlami wciąż rośnie. Przedstawiciele jednej z firm oferujących schrony twierdzą, że po kataklizmie w Japonii mają o 60 proc. klientów więcej. Duża ich część to bogacze z Rosji - dodaje portal."

"Czy tylko oni przetrwają apokalipsę?

Zgodnie z przepowiednią o zagładzie świata w 2012 roku, apokalipsa nadejść ma 21 grudnia.
Ci, którzy w to wierzą i mają odpowiednio duże pieniądze szykują się na kataklizm wykupując miejsca w podziemnych bunkrach firmy Vivos. Pierwszy bunkier powstał w Nebrasce, USA. Drugie podziemne miasto powstać ma w Wielkiej Brytanii - donosi "The Daily Express".
Szefem brytyjskiego ośrodka jest ekscentryczny Lord Ivars, który swój tytuł kupił za pieniądze zarobione, gdy pracował jako ochroniarz gwiazd kina.
Pierwotnie za bunkier na 2012 posłużyć miał kompleks Cultybraggan z czasów zimnej wojny, ale zrezygnowano z niego, bo zbyt wiele osób o nim wie - dodaje dziennik.
W domyśle tajny schron ma zapewnić przetrwanie nuklearnego lub innego kataklizmu w relatywnej wygodzie (kino, dentysta, szpital), choć na wszelki wypadek będzie tam też więzienie.
Za miejsce w bunkrze amerykańskim trzeba zapłacić równowartość 200 tys. złotych za osobę dorosłą i 100 tys. zł za dziecko. W Wielkiej Brytanii jest nieco taniej, odpowiednio 140 i 70 tys. zł.
Za kalifornijską firmą Vivos stoi niejaki Robert Vicino. Planuje wybudowanie w sumie 20 schronów. W USA ma 7 tys. chętnych - podkreśla "The Daily Express".

116

(3 odpowiedzi, napisanych Inne przepowiednie)

Trzęsienie ziemi w Hiszpanii obudziło Etnę

Rośnie aktywność sejsmiczna w regionie Morza Śródziemnego.

Kilka godzin po trzęsieniu ziemi w Hiszpanii, obudził się wulkan we Włoszech - Etna. Naukowcy twierdzą, że oba zjawiska mają ze sobą związek - informuje xinhuanet.com

Jesteśmy obecnie świadkami intensywnej aktywności sejsmicznej w całym regionie Morza Śródziemnego - od Hiszpanii aż do Malty, która ma wpływ na lokalne wulkany - twierdzi Domenico Patane, dyrektor sycylijskiego biura Włoskiego Narodowego Włoszech Instytutu Geofizyki.
Patane tłumaczy, że wulkany są jak okna do znajdującej się pod powierzchnią magmy i to normalne, że wybuchają, gdy w pobliżu dochodzi do trzęsienia ziemi.

Hiszpańskie wybrzeże, dotknięte trzęsieniem ziemi, mimo wszystko znajduje się w pobliżu Włoch, w rejonie Morza Śródziemnego, leży na tej samej płycie tektonicznej - wyjaśnia.
Erupcja Etny poprzedzona lekkimi wstrząsami tektonicznymi miała miejsce zaledwie kilka godzin po trzęsieniu ziemi w Hiszpanii. Z krateru wulkanu uniosła się chmura wulkanicznego pyłu, który opadł na pobliskie miasto Catania i okolice. Z krateru wypłynęła ogromna ilość lawy.

Na szczęście nikomu nic się nie stało, choć trzeba było zamknąć port lotniczy w Catanii.

117

(3 odpowiedzi, napisanych Inne przepowiednie)

Plotki o zagładzie Wielkiego Miasta krążą po ulicach i w sieci od miesięcy. Opierają się na proroctwie Bendandiego, który został odznaczony w 1927 roku przez Mussoliniego za swoje profetyczne zdolności. Jego teoria opiera się na śledzeniu ruchu planet. Sam twierdził, że dzięki temu trafnie przewidział trzęsienie z 1923 roku, które zabiło tysiąc osób.

Przed śmiercią przepowiedział, że 11 maja 2011 roku Rzym zostanie zupełnie zniszczony. Nie odbuduje się już nigdy, bo w 2012 roku nastąpią dwa kolejne kataklizmy. Włosi zaczęli wierzyć w przepowiednie po wstrząsach w Aquilii w 2009 roku. Mówiono wówczas, że naukowcy próbowali ostrzec rząd wiele dni przed katastrofą...

118

(3 odpowiedzi, napisanych Inne przepowiednie)

Na pytanie „czy wierzysz w przepowiednie?”, większość ludzi odpowiada zwykle przecząco. Czy mieszkańcy stolicy Włoch należą pod tym względem do wyjątków? W ostatnich dniach z Rzymu wyjeżdża coraz więcej mieszkańców. Wszystko ze względu na przepowiednię, zgodnie z którą w środę, 11 maja, miasto nawiedzi wielkie trzęsienie ziemi. Do środy miasto może się wyludnić. Władze nie mają wątpliwości – Włosi wpadli w panikę.
Autorem całego zamieszania jest Raffaele Bendandi. Nieżyjący od dawna sejsmolog, który niegdyś trafnie przewidywał kolejne wstrząsy, zapowiedział, że 11 maja 2011 r. Rzym zostanie spustoszony przez potężne trzęsienie ziemi. Zgodnie z jego wizją sprzed lat, całe miasto zostanie zniszczone.

Informacja o sławnej wizji Bendandi’ego, który wyspecjalizował się w wyznaczaniu dat kolejnych kataklizmów, krąży w Internecie od początku roku. Wiele osób tak bardzo ufa prognozie włoskiego badacza, że postanowiło wynieść się na jakiś czas z miasta. Problem jest na tyle poważny, że w tonowanie nastrojów włączona została telewizja publiczna. Stacja RAI regularnie nadaje programy, które mają uspokoić mieszkańców Wiecznego Miasta. Na niewiele się jednak to zdaje – jak poinformowała agencja Reutera, exodus rzymian trwa w najlepsze.

W sprawę zaangażowały się także władze, które apelują o spokój i wydają komunikaty, w których powołując się na ekspertów twierdzą, że przewidzenie wielkiego trzęsienia ziemi jest po prostu niemożliwe. Do wystraszonych Włochów żadne argumenty jednak nie docierają. Część z nich wzięła urlopy, a niektórzy postarali się o zwolnienia lekarskie. Są też tacy, którzy miasta nie opuszczają, ale chcą się przygotować na... ewentualną śmierć.

„Zamierzam powiedzieć szefowi, że mam wizytę u lekarza i wziąć tego dnia wolne” – powiedział Fabio Mengarelli w rozmowie z dziennikarzami. „Jeśli mam zginąć, to razem z żoną i dziećmi. Wiele ludzi robi w tej chwili dokładnie to samo, co ja”.
Są też tacy, którzy w zapowiedź samozwańczego sejsmologa Raffaele Bendandi’ego w ogóle nie wierzą. Ale podkreślają, że wywołana przez przepowiednię atmosfera sprawiła, że stali się bardziej zestresowani i trudno jest im skoncentrować się na czymkolwiek innym.

„Nie wiem czy w to wierzyć, ale jeśli korzystasz z Internetu, widzisz jak to wszystko się wzajemnie wyklucza i kończy się na tym, że sama stajesz się bardzo nerwowa” – wyznała Tania Cotorobai, która na co dzień pracuje jako szefowa kuchni.

Wiele osób ma obecnie w pamięci prognozy innego wizjonera, Giampaolo Giuliani’ego, który zapowiadał, że w 2009 r. trzęsienie ziemi nawiedzi włoską miejscowość L’Aquila. Wtedy władze tak samo upierały się, że do żadnej katastrofy nie dojdzie, a rewelacje Giuliani’ego to mrzonki. Ale naukowiec się nie pomylił. W trzęsieniu ziemi, które nawiedziło miasto zginęło ok. 300 osób.

Raffaele Bendandi, który zapowiedział, że 11 maja 2011 r. wielkie trzęsienie ziemi będzie miało miejsce w Rzymie, zmarł w 1979 r. Był sejsmologiem-samoukiem, który fascynował się trzęsieniami ziemi i możliwością przewidywania kolejnych wstrząsów. Głośno zrobiło się o nim, gdy w 1923 r. trafnie przewidział, że do trzęsienia ziemi dojdzie we włoskim regionie Marche. (rc/ac)

źródło - wp.pl

119

(34 odpowiedzi, napisanych Koniec świata - Forum ogólne)

Tak zemści się Al-Kaida! Zdetonuje bombę atomową

Terroryści już grożą światu.

Chalid Szejk Mohammed, członek Al-Kaidy uwięziony w Guantanamo, miał zeznać podczas przesłuchania, że terroryści ukryli na terenie Europy bombę atomową. Mieli ją zdetonować po schwytaniu lub zabiciu Osmy bin Ladena - informuje onet.pl.

Niepokojące są również informacje uzyskane od innych więźniów - okazało się, że znają oni systemy obronne państw zachodnich na wypadek ataku nuklearnego.

Więźniowie Guantanamo mieli także zeznać, że Al-Kaida planuje również ataki bronią biologiczną i chemiczną na Wielką Brytanię oraz rozpylanie cyjanku w systemach wentylacyjnych w budynkach publicznych w USA.

Pakistańscy talibowie już odgrażają się światu. Zapowiedzieli, że jeśli potwierdzą się informacje o zabiciu bin Ladena przez Amerykanów wezmą na cel pakistańskiego prezydenta - Asifa Ali Zardariego oraz armię tego kraju.

Drugim naszym celem będzie Ameryka - oświadczyli.

źródło - o2

ja widziałem kilka razy. i to nie jedną, a kilka. ciemne kaptury to zmora powracających ostatnim metrem...

do tej pory się trzęsę...